10 x 5 = 2011


Podsumuję i ja...

 

Gdy wszystkie inne wątki powoli się wyczerpywały, przy świątecznym stole dziadek spytał mnie nagle: "Borys, słuchaj, a czy w tej całej współczesnej, nowoczesnej muzyce dzieje się coś godnego uwagi?". Nastała drobna, całkiem niewygodna pauza (nauczcie się rozmawiać na takie tematy z dziadkiem, a przedstawię was do państwowego odznaczenia), po czym odparłem mniej więcej następująco... W skali makro, gdy patrzeć na badany przedmiot z dalszej odległości, w tak zwanym wielkim planie – nie zmienia się kompletnie nic. Ale w skali mikro, gdy starannie i cierpliwie obejrzeć tenże przedmiot pod lupą, to dzieje się mnóstwo. Wszystko jest kwestią perspektywy i stopnia generalizacji. W pewnym sensie dziewięćdziesiąt procent literatury rozegrało się w "Iliadzie" i "Odysei", a pewnym sensie coś nowego rozgrywa się za każdym razem gdy ktoś dotyka piórem kartki albo palcem klawiatury w celach artystycznych. Kwestia dokładności pomiaru. Podobnie w muzyce rozrywkowej. W 2011 roku raczej nie wymyślono i nie opublikowano niczego, co rewolucjonizowałoby tę dziedzinę, rzucało na nią nowe światło, wywracało ją do góry nogami – a przynajmniej za pomocą dzisiejszych narzędzi nie potrafilibyśmy tego czegoś wykryć i zrozumieć. Ale jeśliby zanurkować w wąziutkie stylistyczne nisze i analizować ich rozwój ze świadomością, że nie ma dwóch takich samych odcisków palców, to niemal z każdym miesiącem pączkują tam fascynujące zjawiska. Pytanie tylko, czy chce nam się je od siebie odróżniać, bo dla przysłowiowego mojego dziadka zlewałyby się akurat w jednorodną, szarą masę. To już sprawa indywidualnej metodologii.

Nie wiem, jaki ogólnie był 2011 rok w muzyce. A może trochę i wiem, bo chcąc nie chcąc biernie śledzę doniesienia z popkulturowego frontu, a dzięki gronu nieco młodszych znajomych mam też całkiem pokaźny dostęp do podziemnych nowinek. Aczkolwiek jakoś mnie to nie frapuje i chyba wolałbym, jak wyraził się niedawno kolega, usuwać te dane z pamięci, niż je przechowywać. Zresztą – po co próbować wyręczać rzeszę zdolnych, wnikliwych obserwatorów, którzy z pewnością doskonale przeegzaminowali już minione dwanaście miesięcy od każdej strony, a wnioskami podzielili się to na blogach, to w serwisach muzycznych, to wreszcie w dogorywającej prasie... Wiem natomiast jaki był rok 2011 w muzyce dla mnie. Z tym, że to z kolei nie jest reprezentatywne dla niczego, ani dla nikogo. Bo ja po prostu dobieram sobie rzeczy, które mnie się podobają, według własnego, hermetycznego klucza i szczerze mówiąc guzik mnie obchodzą zachodzące procesy, mechanizmy, nurty. Więcej – te wybory bywają ze sobą sprzeczne i zupełnie nie tworzą jakiejś narracji, nadającej wyraźny rys interpretacyjny. Innymi słowy mój gust a.d. 2011 nie sprzedałby się jako dobry artykuł okładkowy w poczytnym tygodniku – bo brak w nim przykuwającego uwagę hasła, pod które można podciągnąć treść na odpowiednią ilość znaków wymaganą przez wydawcę. I ten stan będzie się z roku na rok pogłębiać – rozdrobnienie i przemieszanie gatunkowe nie pozwalają już operować na poziomie kibicowania temu artyście czy tamtemu gatunkowi. Każdy słyszy swoje, prywatne prawdy dominują nad doniosłością historyczną. Ale czyż nie to zakładał progres technologii informacyjnej? Przecież słynny internetowy mem "mam opinię!" to właśnie efekt demokratyzacji w sieci.

Ja też mam opinię, ale postaram się streścić – w formie piątek. Piątki te spisałem sobie w dziesięciu kategoriach i przybrałem krótkimi komentarzami. Zapraszam.

* * *

I. LONGPLAYE ZE ŚWIATA

1. Violens "Nine Songs 2011"
Dwa paradoksy towarzyszą mojej płycie roku. Pierwszy: że to nawet nie jest płyta, a folder z singlami ujawnianymi przez Nowojorczyków w zeszłym roku – bez sprecyzowanego tytułu i kolejności (być może w 2012 ukaże się wersja na CD, już po bożemu). I drugi: że to rzecz z rzadko przeze mnie odkurzanej przegródki – marzycielskie, acz napędzane post-punkowym drive'em gitary z lat osiemdziesiątych.

2. Gang Gang Dance "Eye Contact"
Z tego samego miasta pochodzi słynny kolektyw, łączący jak gdyby nigdy nic egzotyczne perkusjonalia, popowe syntezatory i szamańskie kobiece zaśpiewy. Ich najspójniejsza kolekcja dotychczas – z miażdżącym "Glass Jar" jako opus magnum.

3. Toro Y Moi "Underneath the Pine"
Po doprowadzeniu go do ideału, Chaz Bundick uciekł chillwave'owi, ale nie w folk (jak oczekiwali niektórzy), tylko w retro spod znaku Stereolab, Air i soft-rocka. I nadal ma piękne, inteligentne piosenki.

4. KWJAZ "KWJAZ"
Pomysłowa adaptacja "muzyki czwartego świata" Jona Hassella na modłę post-Ariel-Pinkową, trochę jak projekt Rangers w kojącej odsłonie. Nadstawianie ucha na buczenie owadów w Afryce i halucynacyjna etnologia na poziomie mikro.

5. James Blake "James Blake"
Od lutowej premiery nie wracałem do tych nagrań za często, ale ilekroć na nie gdzieś znienacka wpadałem, to potwierdzała się oryginalność tego dziwnego, tajemniczego chłopca.

II. EP-KI ZE ŚWIATA

1. Jensen Sportag "Pure Wet"
Ekipa z Nashville osiągnęła mistrzostwo w konstruowaniu błogiego ambient-disco z sampli. Ich remiksy są legendarne. Czas na wybitne wydawnictwo długogrające.

2. Lone "Echolocations"
Matt Cutler wciąż bezwstydnie kradnie z jazzowo-progresywnego house'u lat dziewięćdziesiątych, ale skoro obecnie robi to najlepiej...

3. Toro Y Moi "Freaking Out"
Żeby nie pozostawić wątpliwości co do swojej obecnej dyspozycji, Chaz rzucił to na pożarcie fanom bitowej odnogi jego działalności. Nie zawiedli się.

4. King Krule "King Krule"
Odkrycie sprzed paru dni. Jeszcze nie wiem o co chodzi, ale znany wcześniej jako Zoo Kid rudy siedemnastolatek zdradza ogromny talent songwriterski i czaruje głosem. Wydaje się, że Archy Marshall zna wielkomiejską melancholię doby post-dubstepu jak własną kieszeń, lecz wybiera pozę mrocznego wrażliwca z gitarą. Aż boję się, co z tego wyniknie.

5. Jeremy Glenn "New Life"
Gość dzielił scenę z Jamesem Murphym, Dam-Funkiem czy Aeroplane – i to właściwie streszcza jego zamierzenia. A realizuje je dość skutecznie.

III. POLSKIE PŁYTY

1. Microexpressions "Lie In Wait"
Ta EP-ka jeleniogórskiego projektu to z pozoru mniej przystępna, pokomplikowana wersja zwięzłej "Deep Snow" z 2010. W istocie zaś Michał Stambulski maluje tu na dużych przestrzeniach dlatego, że ma dużo do powiedzenia jako kompozytor.

2. Nerwowe Wakacje "Polish Rock"
Całe to wizerunkowe harcerstwo to oczywiście fasada. Harcerze może i słuchali w młodości Metalliki, ale czy układają takie linie basu?

3. Emma Dax "Emma Dax"
Groteskowy chillwave-synth-pop kamuflujący się jako PRL-owskie retro-futuro. Smakowite.

4. Iza Lach "Krzyk"
Dziewczyna, która pisze świetne piosenki tak, jak inne zmieniają rękawiczki.

5. TenTypMes "Kandydaci na szaleńców"
Tam gdzie stawia ryzykowne kroki muzyczne, Mes broni się potężną osobowością.

IV. SINGLE ZE ŚWIATA

1. Rampi feat. Miss Bee "Feel It Burn (Mario Basanov Radio Edit)"
Podręcznikowy przykład na remiks doskonały. Oryginał jest okej, ale to co zrobił z nim Litwin sprawiło, że zaniemówiłem. Wspomniani wyżej Jensen Sportag powinni natychmiast do niego dzwonić i konsultować zawartość swojego długogrającego debiutu. Przyszłość disco.

2. Sky Ferreira "99 Tears"
Greg Kurstin miał upichcić tej niewyżytej małolacie drugie "Wow" (Kylie Minogue) i niechcący odrobinę przeskoczył referencję. Są piosenki skrojone ewidentnie pode mnie i co poradzę.

3. Junior Boys "ep"
Na przykład ta. Jeremy Greenspan jest królem stalkingu – już na albumie "Last Exit" śledził po mieście dziewczynę, którą pochopnie zostawił, teraz próbując do niej wrócić. Ale "ep", ze wstrząsającymi wersami typu "jeśli popełniliśmy błąd – chcę go powtórzyć" to jego arcydzieło. Akordy ściągnięte nieco z "Do It" Nelly Furtado – chyba dla żartu, bo tamten kawałek był przecież pół-plagiatem.

4. J*DaVey "Whatcha Lookin @"
Najbardziej zaraźliwe żeńskie "aa-a a-aa-a" jakie pamiętam, lista przebojów z roku 2036.

5. Alania "Sexy On"
Wprawdzie niejaki Blair Taylor wygrał konkurs producencki Ryana Lesliego, ale tu naśladuje Richa Harrisona z "Take This Ring" Toni Braxton. Zaś dziewczyna śpiewa, że "włącza swoją seksowność", ale to nic istotnego.

V. POLSKIE SINGLE

1. Afro Kolektyw "Wiążę Sobie Krawat"
Nadal podtrzymuję – to ich "Another Brick in the Wall, Part 2".

2. Iza Lach "Futro"
Oby Iza ułożyła jeszcze sto lepszych piosenek, ale póki co – ta jest jej najlepszą.

3. Crab Invasion "Margin of Order"
Złośliwcy wytykają mi, że zachwycam się tą grupą, bo brzmi jak stary The Car Is On Fire. Nawet jeśli (choć leniwa ta analogia!), to przecież z TCIOF grałem taki rodzaj muzyki, który bardzo lubię... Więc czemuż miałbym go lubić tylko u siebie?

4. Kazik Na Żywo "Plamy na słońcu"
Słynny kawałek o który była awantura z radiem to zapętlony riff na poziomie "Rated R" QOTSA plus fantastycznie "wyblakłe" teksty Staszewskiego (jakby zmęczony komentowaniem tego żenującego kraju nie chciał się popisywać leksykalnie – bezcenne). Całej płyty nie znam i jak patrzę na tytuł (humor gimnazjalny?), to chyba nie chcę jej poznać...

5. Warszafski Deszcz "Gdzie Tamte Dziewczyny?"
Tede przypomniał, że w przeciwieństwie do wielu sympatycznych polskich raperów jest też znakomitym producentem. Oraz ze wrodzonym luzem rzucił parę śmiesznych linijek o dawno niewidzianych miłościach sprzed lat, na przykład "Wyglądasz jakbyś przeszła cztery ciąże / Do tego mąż cię chyba wiąże / Mówisz – skądże".

VI. REEDYCJE

1. Beach Boys "The Smile Sessions"
Na pewno na widok słów "dejnarowicz", "beach" i "boys" obok siebie niektórzy dostają już mdłości, więc tylko napomknę, że zamknę temat w jednym z najbliższych odcinków niniejszego cyklu.

2. Jurgen Muller "Science of the Sea"
Wszyscy dali się nabrać na tę historyjkę o oceanografie, który w 1979 roku zbudował na statku muzyczne studio. Muller na tej strategii promocyjnej stracił – choć może zyskał coś innego, na przykład satysfakcję ze wprowadzenia słuchaczy i recenzentów w błąd.

3. Disco Inferno "The 5 EPs"
Klasyki pastoralno-gotyckiego post-rocka porozsiewane wcześniej na małych płytach zebrano tu w logiczny i przekonujący dokument, dowodzący szczególnej pozycji tej specyficznej formacji na brytyjskiej scenie lat dziewięćdziesiątych.

4. K-S.H.E. "Routes Not Roots"
Pierwotnie wydany w 2006 roku, ten albumik okazuje się być wciągającym wstępem do wielkiego "Midtown 120 Blues" z 2009. Terre Thaemlitz ma swój niepowtarzalny styl – jego deep house brzmi jak żaden inny.

5. Maanam – "Maanam", "O!", "Nocny patrol"
Nie podzielam euforii na punkcie dorobku tego zespołu – w gruncie rzeczy po prostu wyśmienicie brzmieli i mieli raptem kilka super piosenek. Ale te wznowienia bardzo im się należały, no i miło wrócić pamięcią do lat dziecinnych.

VII. KONCERTY

1. Marek Sierocki w Powiększeniu
Gościnny, bodaj półtoragodzinny set italo na imprezie kolektywu Club Collab. Za sam pomysł ukłony – tej świeżości nie da się już powtórzyć. A wykonanie przeszło najśmielsze oczekiwania. Nie bawiłem się tak dobrze w żaden inny wieczór minionego roku.

2. Prince na Openerze
Epicki, historyczny set, który na chwilę zjednoczył ludzi różnej rasy, płci, wyznania i światopoglądu...

3. Ariel Pink na Off Festivalu
Każdy młody band powinien uczyć się od nich zgrania i płynności. Zresztą nie tylko młody...

4. Baxter na Urodzinach Porcys w Urban Garden
Niepozorny, skromny, wycofany Fin ubrał baśniowy kostium i przez trzy kwadranse latał na psie z "Niekończącej się historii". Wzruszyłem się.

5. Jonny Greenwood na Sacrum Profanum
Greenwood gra "Electric Counterpoint" Reicha? Jak mógłbym tego nie lubić?

VIII. ROZCZAROWANIA

1. Nicole Scherzinger "Killer Love"
Ktoś prychnie – a czegoś ty oczekiwał po tej lali, ona jest od wyglądu, a nie muzyki. Od wyglądu też, ale fani doskonale pamiętają "Supervillain" z 2007 roku i nieukończony debiut "Her Name Is Nicole", na pewnym etapie odrzucony przez wytwórnię. To, co wydano w zamian, jest okropne.

2. Lady Gaga "Born This Way"
Odłóżmy na bok muzykę, że słabe piosenki i tanie imitacje Madonny. "Bad Kids" ma nawet spoko refren. Problem tkwi w czym innym. Germanotta przegrała z kretesem na płaszczyźnie wizerunkowej. To był upadek z wielkim hukiem. Ona miała szokować? W 2011 nikogo już nie szokowała. Obejrzyjcie wielkobudżetowe teledyski szczecińskiego rapera o pseudonimie Wini. Przy nich produkcje Gagi to wersja light dla mięczaków.

3. Tom Vek "Leisure Seizure"
Sześć lat czekania po nic. Facet miał przeskoczyć "We Have Sound"! Co to ma być? Gdzie osławione partie basowe?

4. Sophie Ellis-Bextor "Make a Scene"
Od tak wypasionej stawki producentów oczekiwałem więcej. Ładna okładka.

5. Twilght Singers "Dynamite Steps"
"Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść... niepokonanym", Greg.

IX. NAGRODY SPECJALNE

1. Najśmieszniejszy bit roku – "Niggaz In Paris" (Jay-Z & Kanye West)
2. Najbardziej irytująca piosenka roku – "Post Break-Up Sex" (Vaccines)
3. Wers roku – "No boy is on a level, believe me" (Katy B)
4. Najlepszy mikstejp roku – "Tropical 2" (Różni Wykonawcy)
5. Smutek roku – śmierć Trish Keenan z zespołu Broadcast

X. OCZEKIWANIA NA 2012

1. Pełnometrażowy debiut Kenny'ego Gilmore'a
2. Cassie "Electro Love"
3. Trzeci longplay Bird and the Bee
4. Edyta Bartosiewicz "Tam dokąd zmierzasz" (może w końcu?)
5. Teedra Moses "The Lioness"

(T-Mobile Music, 2012)