Brawa dla Gorzowa, jesteśmy dziadami

 

Mecz, mecz i... po meczu. W starciu piłkarskich reprezentacji obu portali Screenagers zasłużenie pokonali Porcys 10:7. Zasłużenie, bo zawodnicy w czerwonych koszulkach byli tego dnia lepsi w konstruowaniu akcji, bardziej nieustępliwi w obronie i mieli po prostu w rękach (NOGACH? - caps wszech czasów) więcej czysto sportowych argumentów. A nade wszystko mieli maratończyka Sebastiana i technika o żelaznych płucach Mateusza. My z kolei zagraliśmy zdecydowanie poniżej oczekiwań – mówię przynajmniej na podstawie tego, co widzę u swoich stołecznych kolegów i siebie w regularnych towarzyskich gierkach. Gubiliśmy się w destrukcji (ach to wykładanie piłki na talerzu napastnikom drużyny przeciwnej). Zabrakło też playmakera (a właściwie w ogóle sensownej drugiej linii) – kolega MZ owszem dwoił się i troił, ale głównie w defensywie i dlatego nie starczyło mu sił na rozgrywanie (wiem co mówię, bo poznaliśmy się na mokotowskim boisku w lato 1992 i trochę meczyków razem pyknęliśmy – obstawiałbym, że nawet setki). Wreszcie (pora na auto-diss): nasz atak był nieskuteczny, niemrawy, mało zrywny i last but not least kiepski kondycyjnie (w sumie nic dziwnego - Screenagers to serwis młodszy od Porcys o 2 lata, HE, HE). O to mam zresztą do siebie największe pretensje: WTF po 10 minutach opadać z sił w wieku 28 lat – a jak sobie gramy na luzie co tydzień, to zapierdalam 2 godziny i jest git. Choć to niby inne tempo, inne nerwy, stres i adrenalina, inne emocje. No nic, trzeba będzie ostro popracować nad kondycją przed ewentualnym rewanżem. Z pozytywów u nas – waleczna, nieustępliwa postawa zaciągu poza-warszawskiego, szacun panowie. 

Okoliczności łagodzące? Cóż, graliśmy bez trzech najlepszych zawodników (nie, ale naprawdę) – Jacka Kinowskiego (z powodów rodzinnych ostatecznie został w domu), Piotrka Kowalczyka (poważna kontuzja kolana – życzę błyskawicznej i owocnej rekonwalescencji chłopie!) i Pawła Greczyna (rezydującego teraz NA OBCZYŹNIE, ale o tym akurat wiedzieliśmy od dawna, że nie wystąpi w Katowicach). Co gorsza, znaczną część spotkania byliśmy osłabieni brakiem podstawowego gracza formacji defensywnej – Piotrka Piechoty, który rozpoczął pierwszą połowę z opóźnieniem, a w drugiej doznał przykrej kontuzji (szybkiego powrotu do zdrowia, ziom!). Warto by kiedyś, w swoim czasie, zorganizować taki mecz ponownie – właśnie dla uhonorowania chociażby trzech wyżej wymienionych, znakomitych piłkarzy. Wtedy kibice zobaczyliby realne porównanie piłkarskich potencjałów obu serwisów. Ale oczywiście nie mam zamiaru wikłać się w jakieś wieśniackie "co by było, gdyby...". Wspomniane kłopoty kadrowe Porcys w niczym nie umniejszają triumfu ekipy rywali. Wielkie gratulacje dla nich! A tak w ogóle, to mega zajebiście, że udało nam się, mimo wielu utrudnień i przeszkód natury organizacyjno-logistycznej, doprowadzić ten event do FAKTYCZNEGO ZAISTNIENIA. Było to zwycięstwo dobrej energii i zdrowego ducha nad wszechobecnym dziś luzem na pokaz, internetowym cynizmem i sztucznym zblazowaniem. Liczę, że właśnie narodziła się nowa świecka tradycja, która doczeka się jeszcze chlubnej kontynuacji. ODDAJĘ GŁOS DO STUDIA W WARSZAWIE.

* * *

PS: aha, przecież MULTIMEDIA. Na razie dysponuję nagraniami video z dwóch bramek dla Porcys – embedduję poniżej. Wiem, że koleżanka zarejestrowała też piętnastominutowy materiał, w którym zmieścił się między innymi PRZECUDNEJ URODY gol Michała Zagroby w końcówce. Spróbuję ten filmik jak najszybciej przechwycić i jak się tylko uda, to go tu dorzucę na dokładkę. Ponadto jutro na facebookowym profilu Porcys wrzucimy fotki. A póki co:

(Musicspot, 2011)