Polskaaa, biało-czeeerwoni

 

Po długich przygotowaniach, trwających ponoć prawie półtora roku, serwis Screenagers rozpoczął publikację rankingu dwustu ulubionych polskich piosenek.

Fajnie wpisuje się to w tendencję, która dość wyraźnie wykiełkowała wiosną 2011 roku. Mówię o przyśpieszonym procesie wzmożonego zainteresowania rodzimą muzyką z przeszłości, prowadzącym do jej reinterpretacji i – w co zacniejszych przypadkach – do jej rehabilitacji. Cieszy mnie, że nasze internetowe dziennikarstwo muzyczne coraz częściej przyjmuje optykę "polską" i zaznacza odrębność krajowego dorobku fonograficznego poprzez zestawienia i opracowania poświęcone wyłącznie tej muzyce. Zawsze upierałem się, że nieco niezręcznie jest zestawiać debiut Kalibra 44 łeb w łeb z Wu-Tang Clanem, Perfect z The Police czy Skaldów z Beach Boys – i wcale nie z powodu konieczności stosowania jakiejś taryfy ulgowej z powodu niższej jakości tutejszych nagrań, ewidentnie zadłużonych u anglosaskich pierwowzorów. Po prostu polska scena muzyki rozrywkowej, w przeciwieństwie do paru naszych czołowych postaci z kręgu jazzu czy partytur, nigdy nie była częścią dyskursu światowego – a na pewno nie w sposób aktywny. I takie mieszanie pojęć wydawałoby się nienaturalne. Zaś mówiąc wprost: nikogo na Zachodzie – który od zawsze pozostaje kolebką i osią perspektywy pop-rockowej – nie obchodzi kim była Demarczyk, kim był Grechuta, Łosowski czy Janson. To są nasze sprawy.

Z kolei jeśli zebrać te osiągnięcia polskiej muzyki rozrywkowej i zaprezentować oddzielnie, to nagle układają się we własną, intrygującą narrację historyczną, ujawniając pole wzajemnych wpływów i logiczne wynikanie jednego nurtu z drugiego, a także ukazują pełen wachlarz nurtów, brzmień, idei na przestrzeni poszczególnych epok i dekad. I w tym sensie to podsumowanie Screenagers jest ogromnie ważne, bo wyraża coś znacznie szerszego, niźli tylko chęć podzielenia się przez kilkunastu pasjonatów swoimi fascynacjami. Chodzi mi tu o nieśmiało zamanifestowaną we wstępie do omawianego artykułu potrzebę stworzenia nowej systematyki polskiej muzyki popularnej – a w domyśle do ostatecznego zerwania ze skostniałym rockizmem, którego relikty nadal dominują w podobnych rankingach, w irracjonalny sposób stawiających blues-rocka, hard-rocka i prog-rocka nad resztą stylów. I warto podkreślić, że za tym nadejściem nowej systematyki opartej na kompetencji i braku jakichkolwiek uprzedzeń od dawna tęskni znaczna grupa miłośników muzyki. Dlatego z tą dwusetką będą się identyfikować wszyscy, którzy mają dosyć sprowadzania polskiego pop-rocka do TSA, Dżemu i Comy. I w tym sensie jest to również i "nasza" lista.

Jasne, to tylko spis dwustu piosenek okraszony słowem komentarza i on też, jak każda publikacja, będzie miał swoje obiektywne i subiektywne wady. Już same reguły gry budzą u mnie pewne wątpliwości. Na przykład nie wiem dlaczego kawałki autorstwa Afrojaxa, tylko od święta piszącego w serwisie Screenagers (ze stopki wynika, że nie jest nawet oficjalnym członkiem redakcji, nie mówiąc o zajmowaniu tam wysokich, decyzyjnych stanowisk), nie zostały dopuszczone do tego plebiscytu. Jakieś to wysilone i sztuczne. Zwłaszcza, że facet występuje tu na prawach gościa, wręcz takiego eksperta z przysłowiowej loży, służącego radą niejednokrotnie młodszym i mniej pamiętającym (a to piekielnie ważne!) koleżankom i kolegom. Parę tygodni temu zaznaczałem, że nie rozumiem konsekwentnego rozdzielania funkcji muzyka od funkcji krytyka. A już na pewno bardziej wolałbym znaleźć w rzeczonej dwusetce piosenki Afro Kolektywu takie jak "Wiażę sobie krawat" czy "Trener Szewczyk" niż lakoniczne, trzyzdaniowe wzmianki Michała Hoffmanna o cudzych piosenkach. Jednak muzyka Afro Kolektywu wydaje się mi się cenniejsza od trzech zdań o treściwości mało wygadanego sms-a. Ale to tylko moje zdanie.

Dalej – z zapowiadaną we wstępie dekontekstualizacją kłóci się trochę zasada przypisywania utworom roku medialnego zaistnienia, a nie pierwszego wydania. Skoro zapominamy o kontekście politycznym, o tle społeczno-kulturowym i chcemy oceniać samą wyabstrahowaną muzykę, to warto dodawać wszędzie datę powstania (rejestracji?) piosenki – co zwiększałoby pojęcie czytelnika o jej stopniu korespondowania z zagranicznymi trendami. No i wreszcie sam dobór tytułów – wiadomo, że zawsze ktoś będzie kręcił nosem, nigdy nie można dogodzić wszystkim, nie ma list idealnych. I tak na przykład dla mnie umieszczenie legendarnego singla Molesty "Wiedziałem, że tak będzie" na pozycji 193. zakrawa na "Skandal" przez duże S. Tak samo miejsce 187. dla genialnego "Oko za oko" Steczkowskiej prowokuje do wcielenia w życie tytułowej zasady Hammurabiego wobec głosujących... Ale odkładając mniej i bardziej żartobliwe zarzuty, należy pokłonić się przed nieformalną misją edukowania polskiej młodzieży, że te blade smęty co roku serwowane nam w ramach trójkowego "Topu Wszech Czasów" to tylko połowa naszej historii – i to raczej ta mniej atrakcyjna połowa. Dwusetka polskich piosenek na Screenagers nie jest ani pierwszym, ani (mam nadzieję!) ostatnim, ale jak dotąd na pewno najwyrazistszym dowodem w tej sprawie.

A na koniec chciałbym właśnie a propos Trójki dodać szybciutko, że chociaż wychowałem się na tym radiu od bobasa, to nigdy, przenigdy określenie "top wszech czasów" nie kojarzył mi się z tym trójkowym – a właśnie taką referencję forsuje się co chwila przy okazji Screenagersowego topu. Topu trójkowego nie traktowałem nigdy poważnie, a jeśli jakiś z tych polskich traktowałem, to ten Radia Wawa z bodaj 1996 roku. Jeśli pamięć mnie nie myli, przez cały dzień od samiutkiego rana grano w Wawie kolejno miejsca od 100. do (chyba) 31., a wieczorem odbył się wielki finał z udziałem specjalnie zaproszonych gości i muzyków. Wszystko na wzór topu światowego, zorganizowanego na antenie Wawy rok wcześniej. W pierwszej piątce wylądowały, zdaje się, "Przeżyj to Sam", "Mniej niż Zero", "Jolka, Jolka", "Autobiografia" i "Dziwny Jest Ten Świat". Ale mogę się mylić, bo właśnie kończyłem wtedy podstawówkę, a pamięć mam zawodną. W każdym razie następnego dnia na lekcji muzyki nauczyciel, którego nigdy bym o taki gest nie posądzał, wyjął magnetofon i odtworzył całą pierwszą piątkę. Słuchaliśmy w milczeniu, trochę się podśmiewując, a trochę czując powagę chwili. Ciekawe, czy ktoś ten top Radia Wawa, wówczas najbardziej rockowego radia w polskim eterze, jeszcze pamięta.
(T-Mobile Music, 2012)