Right Said Liam

 

O nieszablonowych porównaniach.

Nic mnie tak nie rozbawiło w zeszłym tygodniu, jak anegdota kolegi o Liamie Gallagherze, który zrównał z ziemią grupę Franz Ferdinand. Wieloletni frontman Oasis oczywiście słynie z kontrowersyjnych wypowiedzi – nie raz i nie dwa w niewybredny, agresywny sposób krytykował konkurencję. Ktoś nawet ostatnio zebrał te pojazdy w formie artykuliku – takiego jakby rankingu najmocniejszych dissów Liama Gallaghera. Listy nie widziałem, ale z tego co się orientuję, to zwykle były to dość denne zaczepki, ze słynnym "boring bunch of fookin' students" (o Radiohead, rzecz jasna), na czele. Natomiast to, jak Liam sponiewierał grupę Franz Ferdinand rozłożyło mnie łopatki wcale nie z powodu taniego efekciarstwa czy złośliwego przytyku. Po prostu analogia wysnuta przez Liama stanowi według mnie ewidentny przejaw jego koincydentalnej (?), luzackiej błyskotliwości. Otóż Liam porównał styl Szkotów z muzyką angielskiego zespołu Right Said Fred, pamiętanego z kilku przebojów wypromowanych w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, zwłaszcza z "I'm Too Sexy". Wszyscy znacie ten kawałek, ale przypomnijmy go sobie teraz:

Wiem, że pierwsza, mimowolna reakcja na tę analogię to szydercze parsknięcie: koleś nieźle sobie z nich zakpił, choć oczywiście żart ów, poza walorami abstrakcyjno-humorystycznymi, nie kryje szczególnego sensu. Bo niby gdzie dance'owy, programowany bit, house'owe pianinko i dość czerstwa melorecytacja "I'm Too Sexy" ma punkty styczne z energetycznym, melodyjnym, gitarowym, nowofalowym popem Franza? Ale wystarczy odrobina refleksji, żeby dostrzec drugie dno. Nigdy nie przepadałem za Franzem i uważam, że to deczko przereklamowany, choć na pewno solidny band. Aczkolwiek miałbym problem z precyzyjnym, zwięzłym wypunktowaniem moich zarzutów względem FF, bo na papierze sporo się zgadza – lubię trzyminutowe petardy, nośne refreny, inteligentną rytmikę gitar, funkującą sekcję rytmiczną... Więc dlaczego coś mi wyraźnie przeszkadza w muzyce autorów "Darts of Pleasure"? Tu z pomocą przychodzi Liam Gallagher i mówi trzy słowa: "Right Said Fred". To wystarcza.

Posłuchajcie refrenu w nagraniu wklejonym powyżej (od 0:56). Mawiają, że w każdym dowcipie jest ziarnko prawdy... Jasne, już na poziomie barwy głosu słychać wyraźne podobieństwo z timbre Alexa Kapranosa, ale to tylko powierzchowne skojarzenie. Znacznie bardziej genialne jest to, jak Liam nazwał po imieniu całą toporność, kanciastość i ociężałość kompozycyjną nominalnie chwytliwych przecież linii melodycznych u Ferdinandów. Pamiętam jak przez mgłę, że gdy recenzowałem w 2004 roku debiut szkockiego kwartetu, to nieco rozczarowany napisałem chyba, że ich piosenki nie mogą oderwać się od ziemi. Kiedy słyszę obleśnie obolałe "I'm a model / You know what I mean / And I do my little turn on the catwalk / Yeah, on the catwalk...", to mam wrażenie, że ktoś jedenaście lat przed powstaniem Franza wycisnął całą esencję z tej irytującej, męczącej maniery Kapranosa i jego wokalnych hooków, które mają jeden, za to poważny problem: brakuje im lekkości, nigdy nie pofruną. Innymi słowy refren "I'm Too Sexy" to jest taki wykapany Franz Ferdinand, że aż trudno uwierzyć jak późno żeśmy się połapali. W ogóle zastanawiam się, czy to nie jest najbardziej charakterystyczny numer Franza Ferdinanda... To znaczy zastanawiam się w krótkich przerwach od nieustającego rechotu.

Nieoczywiste i zaskakujące, choć celne porównania to zbawienie dla muzycznego dyskursu. Nie sztuką jest porównać Oasis z Beatlesami – sztuką jest dość niespodziewanie porównać Franza Ferdinanda do Right Said Fred i... trafić w sedno. Ostatnio kolega zestawił Gotye z Czesławem, kiedy inni doszukiwali się w "Somebody That I Used to Know" Stinga bądź Petera Gabriela. Brawo. Ale nie muszą to być porównania deprecjonujące – mogą, wręcz odwrotnie, nobilitować artystę. Kiedyś doszukałem się w sferze produkcyjnej kawałka "Siłacz" Marcina Rozynka, nawiązań do shoegaze'u i albumu "The Moon & Antarctica" Modest Mouse. Chciałem dobrze. A wy? Zapraszam do własnych propozycji.
(T-Mobile Music, 2012)