Septymy


Zabawne, że akord septymowy stał się chyba w polskim dyskursie o muzyce niezależnej synonimem jakiegoś akademizmu, przeintelektualizowania, sztucznej komplikacji etc. A właśnie bzdura, bo septymki są DOKŁADNYM PRZECIWIEŃSTWEM "muzyki do czytania" czy innych kazirodczych tworów. Jak powiedział kiedyś pewien znakomity polski jazzman, "septymy to dupa i cycki, czyli to co lubimy". No właśnie: nic dodać, nic ująć. Weźmy taką septymę wielką (7+): toż to naturalne piękno w czystej postaci, odczuwalne ciałem, a nie umysłem. A że akord ten (jak wiele rzeczy na świecie) ma swoją nazwę (od interwału) i ona powszechnie kojarzy się z wydumaną teorią muzyczną (w przeciwieństwie do jakże prostolinijnego i przez to niby fajowego "rokendrola"; nie skomentuję) to tylko kwestia umowna. Ktoś kiedyś sklasyfikował te harmonie, nadał im nazwy i trudno, trzeba ich używać, bo na tym polega idea komunikacji. 

Wzbranianie się przed tym to jakiś absurd na miarę średniowiecznych zabobonów. To tak jakby zamiast "z Warszawy do Poznania jest 300 kilometrów" mówić "z Warszawy do Poznania jest trochę daleko", bo słowo "kilometr" odpycha "naukowym" posmakiem. 90% piosenek, które w 2010 roku brzmią ciekawie, świeżo od strony kompozycyjnej wykracza poza schemat dur-moll. I podejrzewam, że często ci, co szastają na lewo i prawo słowem "septyma" (z pejoratywnym zabarwieniem) sami nie wiedzą, że w ich ulubionych kawałkach te septymy są (ba, są nieraz kluczowym powodem tego "ulubienia"). Ludzie, którzy deklarują: "przestańcie już grzebać w tych septymach, w muzyce liczy się emocja", nie rozumieją chyba, że to jest właśnie nazwanie tych emocji, tyle, że za pomocą obiektywnych terminów. Dotykamy tu problemu nie gustów i prywatnych poglądów (bo oczywiście ktoś może uważać dur-moll za jedyny słuszny układ, jego prawo), lecz języka opisu. A moim zdaniem w recenzji muzyki nie ma nic lepszego niż precyzyjne wyartykułowanie powodów danej opinii (słynna maksyma "recenzent to ten, który mówi czy coś jest dobre czy złe; krytyk to ten, który dodatkowo mówi jeszcze dlaczego coś według niego jest dobre lub złe"). 

(Powyższy tekścik mógłby być przyczynkiem do jakiegoś szerszego artykułu, bądź cyklu nawet, na temat estetyki muzycznej w obrębie popu. Ale i tak pewnie nie znajdę czasu.) 

PS: Dzięki czujności jednego z czytelników zamieniłem określenie "septymolki", bo to niefortunne zdrobnienie może się kojarzyć z wyrazem "septymola", oznaczającym coś niezwiązanego z harmonią (figurę rytmiczną). Chociaż spotkałem się parę razy z potocznym/luzackim użyciem tego słowa w znaczeniu akordu septymowego. No ale skoro sam apeluję o precyzyjny język opisu, to będę się trzymał encyklopedycznego nazewnictwa. A przesłanie pozostaje to samo.
(2010)