A TRIBE CALLED QUEST

 

Midnight Marauders (1993)

Tu już nie może być kontrowersji z etykietką. Z wielu zacnych płyt tych luminarzy jazz-rapu (włączywszy świetne solówki Q-Tipa), "Midnight Marauders" zapamiętam jako tę najmiększą i kryształowo przejrzystą. Począwszy od ponętnego tonu kobiety-robota w intro, właściwie odbywamy rajd po samych klasykach. I cóż za wielowarstwowy przepych sampli w porównaniu do oszczędniejszego "The Low End Theory" z 1991 roku: surrealistyczne fanfary w "Steve Biko", brzęczące piano i czarowny wibrafon w "Award Tour", wznosząca progresja basu i klawiszy w "Sucka Nigga", patchforkowe wzory "We Can Get Down", fleciki "Keep It Rollin", elektryczna gitara "The Chase, Part. II" i tak dalej. Trudno tego nie pokochać, podobnie jak trudno nie zauważyć, że wspomniany Jonathan "Q-Tip" Davis, mistrz introspektywnej rozwagi, brzmi jak bohater kreskówki, który nawdychał się helu – a żaden inny głosik nie spuentowałby tych podkładów smaczniej. Słabych punktów brak, monotonia rzadko oznaczała coś równie wciągającego, a "Electric Relaxation" to dla mnie kwintesencja stylu tej kapeli. A Tribe Called Quest zamknięci w czterominutowej kapsułce.
(T-Mobile Music, 2012)


finalny, wydany w szczególnych okolicznościach album ATCQ to dowód na to, że wieloletnia przerwa w oficjalnej, studyjnej dyskografii wcale nie musi oznaczać skoku na kasę czy wyjałowionej z pomysłów, taniej gry na sentymentach. pod tym względem, by pokusić się o międzygatunkową analogię, o wiele bliżej We Got It from Here do takich powrotów jak Two Against Nature, m b v, Tilt, Compton, Presents James DIN A4, Syro, Read & Burn 01 & 02, Lookaftering czy Love Songs for Patriots, niż do Chinese Democracy, Strays, The Endless River, Soldier of Love, Indie Cindy, The Weirdness, Uncanney Valley, Deja Vu czy The Magic Whip.

całościowo ten zaskakująco współczesny (zarówno tekstowo, jak i muzycznie) comeback jest przekonującym potwierdzeniem miejsca Q-Tipa w nietykalnym holu sław "ludzi renesansu" hip hopu. na tle 90s-owego dorobku Tribe'ów ich pożegnalne dzieło odstaje charakterem bitów i próbą uchwycenia polityczno-społecznych nastrojów trudnej epoki, w czym do złudzenia przypomina Black Messiah, nawet jeśli płyta D'Angelo była równiejsza, bardziej liryczna i sfocusowana. przy okazji wróciłem do starych nagrywek grupy i ułożyłem plejkę 30 ulubionych utworów. morał taki jak zawsze: żaden inny rapowy zespół nie sprawia, że czujesz się tak dobrze.

osobiste top 10:
1. Electric Relaxation
2. Sucka Nigga
3. Footprints
4. Steve Biko
5. Dis Generation
6. The Love
7. Rhythm
8. The Night He Got Caught
9. Solid Wall of Sound
10. Midnight
(2016)