AFGHAN WHIGS
Up in It (1990)
Nazwijmy to po imieniu: generalnie gra i trąbi Husker Du tribute band. Bluesowy korzeń tych sławetnych ucinanych riffów wyhodowano po linii classic-rockowej (think Led Zep). Nasienia charakterystycznego, zbolałego, pękniętego liryzmu szukajcie w "I Know Your Little Secret".
Congregation (1992)
Typowy album przejściowy: zalążki własnego stylu, coraz wyraźniejsze eksplorowanie czarnych wpływów, coraz częstsze romanse z nastrojem ✂ "Conjure Me", "Milez Is Ded"
Gentlemen (1993)
To tu ostatecznie nauczyli się cieniować akcenty i dynamikę, umiejętnie ważąc proporcje + co za okładka! ✂ "Gentlemen", "Debonair", "Fountain and Fairfax", "My Curse"
Black Love (1996)
"Dulli jest niewystarczająco dobrym melodykiem", buahaha, jasne zwłaszcza w refrenie "Double Day"... Jak coś za trudne i dziwne, to "niewystarczająco dobre", wiadomo. Idź pan "do lekarza od uszu" albo słuchać kantry ✂ "My Enemy", "Honky's Ladder", "Faded"
1965 (1998)
"Kiedy nagrywam wokale, nie przywiązuję specjalnej uwagi do czystości – pochłania mnie głównie sfera interpretacyjna" (cytuję z pamięci) – tak po wydaniu 1965 opowiadał w jednym z wywiadów Greg Dulli. W mojej opinii początkujący wokaliści nie powinni zbytnio brać sobie tego wyznania do serca – bo żeby bagatelizować intonację, trzeba dysponować charyzmą ogromnych rozmiarów, a to dar boży dostępny nielicznym. Dulli zbudował całą karierę na sposobie wykańczania fraz, wymawiania sylab, przeciągania wyrazów. Jego zawodzący, rasowo ochrypły timbre wydaje się niezastąpiony w konwencji uprawianej przez Afghan Whigs. Dajcie te kawałki do wykonu absolwentom Bednarskiej i stracą połowę doniosłości. Co nie znaczy, że odbieram im atrybuty kompozycyjno-aranżacyjne. Na 1965 panowie podsumowują całą zacną dyskografię zespołu. Ich charakterystycznie urywane riffy nigdy nie kipiały taką dramaturgią jak w "Somethin' Hot", "Uptown Again" czy "John the Baptist", a korzenny sznyt soulowy zyskuje rzeczywisty wymiar w zwięzłych partiach dęciaków i gospelowych żeńskich chórach. Zaś na górze tych szaleństw stoi Greg i przyprawia o dreszcze rzucanymi od niechcenia teatralnymi scenkami. Greg: "Across the town, a young girl plays guitar..."; brzdąkanie gitary; głos dziewczyny: "do you remember me?"; Greg: "...she sings to a lover she worships from afar". Zrozumiawszy, że formuła została wyczerpana, Greg rozwiązał tę kapelę i założył nową, w której zredukował pierwiastek rockowy, uwypuklił pianino, powitał trip-hopowe bity, złagodził ekspresję, a następnie wykonał potrójne salto w postaci debiutanckiego krążka Twilight Singers.
(T-Mobile Music, 2012)
Do to the Beast (2014)
"Ta płyta została uznana niesłusznie.... Sędzia powinien odgwizdać RZUT ROŻNY". ✂ "It Kills", "I Am Fire"
Nieco mocniejszym wpierdolem operują Ci weterani. Greg Dulli i załoga na How Do You Burn? raz ewidentnie trafiają w tarczę – mowa o nastrojowym, podlanym przejmującymi smykami "The Getaway". Taki mój choice cut, a la Xgau.
(Ekstrakt / Porcys, 2022)
* * *
10 spostrzeżeń po wczorajszym koncercie Afghan Whigs w Basenie:
1. jak ktoś słusznie zauważył na wallu zespołu - lepiej żeby wykonali w całości "1965" z dęciakami i chórkami, niż męczyli ten obecny set...
2. ...natomiast jeśli gościu wiele razy udowodnił, że potrafi pisać utwory *wykwintne*, to wybaczam mu granie przez 10 minut nudnego bluesa na półtora akordu, bo zakładam, że ma taki kaprys i ma do tego prawo
3. kapitalny dobór coverów/cytatów na czele z Beatlesami, Police, Bobbym Womackiem...
4. charyzma i bossostwo Grega, który np. zupełnie zlał to, że w pewnym kluczowym dramaturgicznie momencie zaczepił statyw kablem od mikrofonu - myślami był wtedy gdzie indziej, *wykonywał rokendrola*
5. absurdalna niepotrzebność wielkiego bębna dwukrotnie wnoszonego na scenę - Dulli trzepnął go parę razy, po czym bęben wynoszono
6. bohater drugiego planu czyli kuriozalnie przeżywający każdą chwilę show, znający na pamięć każdy wers i tańczący jak w transie młody dźwiękowiec z rudą bródką - archetypiczny koleś który "z wyglądu" nigdy nigdzie nie pracował (ewentualnie w "wypożyczalni kaset VHS"), a życie spędził na jedzeniu pizzy i piciu browarów przed kompem - co ciekawe pod koniec gigu dostąpił nawet zaszczytu wsparcia zespołu na gitarce w jednym numerze
7. zejście Grega do publiczności - ponoć jego standardowy trick, a jednak wciąż o ogromnej sile rażenia, szczególnie w Basenowej scenerii z tymi bocznymi schodkami
8. jeden tylko ("Teenage Wristband") fragment z repertuaru Twilight Singers - a w sumie przydałby się osobny mini-set w secie
9. na oko średnia wieku pod 50-kę, czułem się młodo...
10. na koniec taka anegdotka: kiedy dekadę temu w Wawie występowali Twilight Singers, graliśmy tego samego dnia koncert TCIOF na drugim końcu Polski. i oto proszę, wczoraj cała nasza czwórka spotkała się w Basenie. przypadek? nie sądzę.
(2015)
Z okazji dwudziestolecia albumu Twilight as Played by The Twilight Singers zebrałem ulubione nagrania Grega w plejkę (na Spoti brakuje Powder Burns).
Prywatne top 10:
1. Verti-Marte
2. Citi Soleil
3. Railroad Lullaby
4. Uptown Again
5. King Only
6. Double Day
7. Love
8. Something Hot
9. Martin Eden
10. Gentlemen
(2020)