AISLERS SET
How I Learned to Write Backwards (2003, indie pop) 6.4
WB: Witamy państwa bardzo serdecznie w programie "Dobre Płyty".
KS: Dzień dobry.
TŁ: Witam.
KS: Chciałabym przedstawić krótko płytę, która moim zdaniem jakoś tu zasługuje na bliższe zainteresowanie. Mówię tu o trzeciej, niedawno wydanej płycie amerykańskiego zespołu z San Fransico, Aislers Set, zatytułowanej How I Learned To Write Backwards. Może najpierw parę słów wprowadzenia, zanim zajmę się samą książką.
WB: Tak, ale krótko, dobrze?
KS: Tak, krótko, chciałam tylko, żeby widzowie jakby w szerszej perspektywie ujrzeli ten niezwykle interesujący projekt. Jest to właściwie projekt powstały z inicjatywy wokalistki, gitarzystki i autorki muzyki i tekstów Amy Linton, takiej młodej dziewczyny, która naprawdę obdarzona jest dość niezwykłym talentem. Wcześniej członkini zresztą takiej grupy Henry's Dress, o której w Polsce niewiele, z tego co zauważyłam, wiadomo. W każdym razie jako Aislers Set udało się, z tą najnowszą, wydać już Amy trzy płyty.
TŁ: Ale, nno, do rzeczy, powiedzmy właściwie o co chodzi.
KS: No już mówię, mianowicie idea tej muzyki polega na pewnym bardzo intrygującym, moim zdaniem, przemieszaniu kilku schematów z muzyki pop, aczkolwiek muzyki pop w różnych wydaniach. Jest to wszystko pięknie tu przemieszane, takie nie do końca oczywiste i sądzę, że przez to nadaje tym utworom takiego, ja wiem, blasku, takiej intrygującej tajemnicy.
WB: Dobrze, schematy pop, jakie. Rozumiem Celine Dion, tak, obok tego jakieś, nie wiem, nawiązania do George'a Michaela, czy Karin Stanek? (śmiech)
KS: Nie, mówiąc *schematy pop* miałam na myśli coś innego. Aislers Set grają pewien rodzaj popu, który nazwałabym popem dla intelektualistów. Ogólnie, How I Learned To Write Backwards sprawia wrażenie rzeczy nagranej w połowie lat sześćdziesiątych, pod okiem, nie wiem, Phila Spectora, bo jest niejako formą nostalgicznego pastiszu produkcji tej epoki, takie smutnawe Beach Boys z dystansu.
TŁ: Nostalgicznego pastiszu, brzmi, wie pani, tak bardzo mądrze. (śmiech)
KS: Ale obok tego mamy przegląd całej spuścizny takiego dysonansowego popu, bazującego na ścianie dźwięku, coś z klaustrofobicznego dźwięku Jesus And Mary Chain, chodzi mi o specyficznie spogłosowaną gitarę. Od początku, nawet na dwóch pierwszych albumach, The Last Match i Terrible Things Happen, widać było też inspirację Amy Isn't Anything, takimi dziewiczymi pieśniami skrytymi za pokładami czystego hałasu. Oraz rzeczy w stylu wczesnego Stereolab, sprzed przełomu brazylijskiego, w sumie można tu znaleźć sporo rzeczy, bo jest to poparte właśnie talentem naszej artystki.
TŁ: Dobrze, ale na czym właściwie polega ten talent, który pani tu cały czas tak podkreśla. Bo ja...
KS: Polega panie Tomaszu na dobrych piosenkach, pewnym potencjale emocjonalnym. To też jest sztuka, żeby w takim gąszczu przeróżnych odniesień do wielkich prekursorów zmieścić gdzieś siebie samą, swoje lęki, pragnienia...
TŁ: Nie nie, widzi pani, pani mówi tu o odniesieniach, tymczasem ja widzę raczej szereg bezczelnych zapożyczeń, które zupełnie, ale to absolutnie mnie jako słuchacza nie wzbogacą, skoro ich pierwowzory powstały czterdzieści lat temu. Ja dostrzegłem, wie pani, proste patenty, przechwycone wprost od Velvet Underground, te dzwonki, jak się zaczyna ta płyta, od tych dzwonków i gitary, wie pani, mnie to śmieszy, to jest takie oczywiste, Jefferson Airplane, taki mroczny pop, zanucalny, ale z natury dziwaczny, naprawdę...
KS: Dla pana jest oczywiste, ja uważam wręcz odwrotnie. Kolaż aranżacyjny, dęte wstawki, bogactwo...
TŁ: I, i, i ten głos tej panienki, z tym lekkim reverbem, takim blaszanym efektem, silącym się na marną podróbkę tamtych sposobów realizacji, to wszystko zostawia bez żadnej przyjemności obcowania...
KS: Ale proszę bardzo nie nazywać Amy Linton panienką, bo to jest wielka artystka, jedna z ciekawszych postaci teraz w ogóle...
TŁ: Wielka artystka, proszę pani, ona serwuje nam odgrzane motywy z lat, których nawet nasi dziadkowie nie pamiętają najlepiej, to jest, że tak powiem, oszustwo, na które ktoś może i się nabierze...
KS: Ale o czym pan mówi w ogóle, jakie odgrzane, przecież to jest niepojęte co pan opowiada, panie Tomaszu, mi się wydaje, że osoba kobiety, że to kobieta właściwie sama stworzyła, z miejsca odrzuca pana, o to panu chodzi...
TŁ: Ale pani Kaziu, nie, że kobieta, tylko dokładnie to jest, i to nie tylko z tych nieszczęsnych lat sześćdziesiątych, z tego całego wodewilowego, lalko-sznurkowego popiku, ale też z bieżących spraw, jak pamiętam na przykład drugi utwór tu zaczyna się jak jeden z koncertowej płyty Portishead, czy Stereolab pani wspomniała, tu mamy absolutną kopię w numerze dziewiątym...
KS: To jest znakomita płyta, pana zmyślone porównania nie zmienią oryginalności i wartości melodii tych piosenek!
TŁ: "Attraction Action Reaction", no czy to nie jest porażające...
KS: Ale co jest porażające?
TŁ: No, nie wiem, ba, ba, banał tego, potworny banał...
KS: Ale co pan plecie!
TŁ: Z pretensjonalną stylizacją na intelektualizm.
WB: Ale nie, to na żarty jest. (śmiech)
KS: Ale przecież to jest na żarty, przecież pan jest kompletnie GŁUchy na humor tej płyty!
TŁ: Nie, nie jest na żarty, to jest strasznie głupia płyta!
KS: Panie Tomaszu, ta płyta jest wybitnie inteligentną płytą.
TŁ: Obraża panią ta płyta.
KS: Pan obraża siebie, mówiąc o niej, że jest głupia.
TŁ: Pani obraża swoją inteligencję...
KS: Nie, ta płyta jest czarującą, dowcipną, pełną erudycji płytą.
TŁ: Harlequin z pretensjami, tak, i jeszcze podfryzowany, co tu może być najgorszego, no?
WB: (śmiech)
KS: Pan po prostu plecie. Ale nie, ja, ja przepraszam, ale ja uważam, że pan chce zrobić jakąś...
TŁ: To jest strasznie głupia płyta, pełna banałów i jakichś truizmów, oraz takiego właśnie pozornego, harlequinowanego...
KS: Przepraszam, ale ja nie mam, nie mam zdrowia, do tego, żeby pan robił jakąś sensację tam gdzie jej nie ma. Witku, może porozmawiasz z panem Tomaszem, bo ja nie jestem w stanie!
TŁ: (śmiech) Może wyjdziemy, co...
KS: Nie, może Witku powiedz panu Tomaszowi...
WB: Pan rzeczywiście, chyba opacznie...
TŁ: Może miałem złą chwilę, uważam, że ta płyta jest strasznie głupią.
(Porcys, 2003)