ANIA DĄBROWSKA
Dejnarowicz podpytuje... ...Ania Dąbrowska odpowiada
Aniu, powiedz coś o swoich muzycznych korzeniach – jak to się zaczęło że zainteresowałaś się muzyką, śpiewaniem?
To wynikło jakoś naturalnie, ze względu na moje wrodzone uzdolnienia. A potem je po prostu rozwijałam.
A pamiętasz jakieś przełomowe zdarzenia w tym temacie? Na przykład gdy usłyszałaś jakąś piosenkę, która wywróciła ci wszystko do góry nogami?
Nie, ja w ogóle nigdy nie byłam osłuchana... Wychowałam się na tym, co leciało w MTV i w radiu... Wiesz, lata dziewięćdziesiąte...
No to chyba jak wszyscy z tego pokolenia...
Co więcej, nie miałam nawet potrzeby poszukiwania innej muzyki, co dziś wydaje się kompletną bzdurą. Dopiero teraz zaczęłam szerzej zgłębiać muzykę.
Masz już dosyć gdy po raz tysięczny pytają cię o program "Idol"? Drażni cię ten temat?
A wcale nie, nie mam tak. Luz.
Obecnie powtarzane są odcinki "Idola" z twoim udziałem. Zerkasz na ekran telewizora?
Nie. Ja nienawidzę oglądać siebie w telewizji i unikam jakichkolwiek możliwości tego typu. Wstydzę się za siebie, widzę wszystkie niedociągnięcia, widzę czego jeszcze nie potrafię.
A jak z perspektywy czasu oceniasz swój występ tam?
Jako świetne wakacje! Nigdy nie byłam na koloniach, mieszkałam w małym mieście... A tu przyjechałam do Warszawy i mieszkałam sobie w pięciogwiazdkowym hotelu, przytyłam pięć kilo wtedy, bo było świetne jedzenie. Nawet jak odpadłam to tam jeszcze mieszkałam, bo był straszny bałagan w tej telewizji, że nie wiedzieli kto odpadł, a kto został. Więc było całkiem fajnie.
To od strony doświadczeń życiowych. A jako wokalistka, poczyniłaś wówczas jakieś postępy?
Myślę, że nie... Ja nigdy nie traktowałam śpiewania jako poważnej rzeczy. To był tylko jeden z elementów przygody...
A może cenne uwagi jurorów ci coś dały?
Zupełnie tak tego nie postrzegałam. Chyba byłam wtedy zbyt młoda i bez żadnej oceny podchodziłam do rzeczywistości, która się po prostu... działa. Ja od dziecka jestem zdystansowana i trochę wycofana, reaguję na zdarzenia z opóźnionym zapłonem...
Chichoczesz czasem złośliwie pod adresem tych, którzy zajęli wyższe miejsce w pierwszej edycji "Idola"? Przecież to ty zrobiłaś największą karierę z całej stawki zawodników.
Złośliwy chichot? Ależ skąd! Wręcz przeciwnie – ja się z nimi zespoliłam bardzo, kibicowałam im. Poza tym nie przejawiałam się jako ktoś, kto porwie tłumy, bo miałam takie zachowania w dupie. Nie umiem kłamać, nie wychodzi mi to za bardzo... Dlatego mój sukces był dla mnie i mojej wytwórni zaskoczeniem – raczej celowaliśmy w niszę, niż triumf komercyjny. Liczyłam, że będę działać w alternatywie.
I nadal jesteś taką artystką funkcjonującą gdzieś na pograniczu – parafrazując Nosowską: "zbyt alternatywna dla mainstreamu, zbyt mainstreamowa dla alternatywy"...
Ja zauważam pewną prawidłowość: twoje miejsce na rynku, liczba sprzedanych płyt i wszystko co się dzieje z twoją karierą – odzwierciedla twoją osobowość. twoje rozterki, dylematy. Tak jest w moim przypadku. Wychowałam się na popowych piosenkach i mój mózg reaguje głównie na melodię...
To tak jak mój!
No widzisz. A z drugiej strony jest we mnie taka część poszukująca czegoś ambitniejszego. I tak to się objawia – że nie przynależę do żadnej szufladki. Nigdy nie będę taką gwiazdą jak Feel czy Doda, których łykają wszyscy. A jednocześnie w oczach alternatywnego słuchacza to co robię to będą "popowe piosenki". Ale podoba mi się to moje miejsce, lubię je, spoko. Mogę chodzić po ulicach i ludzie mnie nie rozpoznają...
Oj już tam nie rozpoznają, bez przesady...
Tak, tak. Ostatnio usłyszałam jak w TVN24 podali że zatrzymano Annę Dąbrowską za posiadanie narkotyków. W ogóle wiesz, w Łodzi policja mnie zatrzymała, podczas gdy ja jestem na jakiejś sesji zdjęciowej i naglę dostaję telefon od mamy: "Aniu, co ty tam robisz w tej Łodzi i co ty masz wspólnego z narkotykami!". Zdałam sobie sprawę, że nie jestem aż tak rozpoznawalna i właśnie to mi odpowiada. Mam prywatne życie dla siebie. Bardzo to fajne.
Uważasz że twoja nowa płyta W spodniach czy w sukience jest inna od dwóch poprzednich, czy podobna do nich?
Jest inna – bardziej zróżnicowana, i klimatycznie, i tekstowo, i rytmicznie. Ja trochę miałam dość swojego wizerunku medialnego takiej smutnej dziewczyny śpiewającej o miłości...
Ale czekaj, nadal przez ten album przewija się motyw jakiegoś niespełnienia, braku, tęsknoty, melancholii... Czy to jakoś cię odzwierciedla? Bo przecież żadna tajemnica, że jesteś osobą ustabilizowaną uczuciowo.
Czasem widzisz historię człowieka, widzisz że jest szczęśliwy, a jego wewnętrzne rozterki nie są widoczne. I chociaż nie chcę, żeby mnie ludzie postrzegali przez pryzmat moich problemów, to chyba jeszcze nie umiem pisać wesołych piosenek. Może kiedyś to się uda. Zresztą głównie takich słucham – wolę molowe tonacje.
O, właśnie. Opowiedz o swoich głównych inspiracjach. Mi się to retro kojarzy z balladami lat sześćdziesiątych.
I to jest właśnie dla mnie najlepsza stylistyka, niestety...
Dlaczego niestety?
Bo to już było! I nie mogę tego stworzyć na nowo, chociaż całe życie dążyłam do tworzenia w dokładnie takiej estetyce.
Najważniejsze postacie?
Wokalnie to na pewno Otis Redding, Marvin Gaye, Al Green. Autorsko – Bacharach i David. Pierwsze dwie płyty Santany też są genialne...
Nie myślałaś żeby kiedyś wyjść poza schemat stonowanych, kameralnych piosenek i nagrać coś szalonego, z kompletnie innej bajki?
Nawet przy tej płycie miałam takie plany, żeby nagrać ją z zespołem, na żywo. Ale wiesz, to wymaga zaangażowania w projekt ludzi, którzy czują tak jak ja. A to jest trudne. Trzeba bardzo długo ze sobą grać. Jak zespół Dżem.
Pytanie na koniec: lubisz komedie romantyczne?
Jak są dobre, to lubię. A czemu?
W każdej komedii romantycznej jest taki moment na serio, chwila kryzysu między bohaterami. Oboje przeżywają w samotności, są pokazywani osobno – na przykład ona płacze przy oknie, on moknie na przystanku i tym podobne... I wtedy pojawia się pieśń, która stanowi taki meta-komentarz do tej sceny. Sądzę, że każdy z utworów na W spodniach czy w sukience idealnie by tę rolę świetnie spełnił.
O matko... [śmiech] No ale może to jest właśnie moje wielkie osiągnięcie. [śmiech]
(PULP, 2008)