ARCHIVE

 

You All Look the Same to Me (2002, prog-rock/trip-hop) 6.0

Nastrojowa, dostojna muzyka, która momentami kojarzy się w sposób oczywisty. Jakie to skojarzenie? Pink Floyd. Posłuchajmy tylko otwierającego całość, epickiego, szesnastominutowego "Again". Gitarowe arpeggio przypomina "Hey You" z The Wall. Głos wokalisty ma wiele wspólnego z timbre Davida Gilmoura. Później, w miarę rozwoju utworu, wkracza neurotyczna atmosfera jakby z Wish You Were Here, czy Animals. Stojące dźwięki organów, ten sam patent w kreowaniu napięcia. I choć podobieństwo jest aż nadto widoczne, to wychodzi ono Archive raczej na dobre. Miast kopiować, zespół tylko wskrzesza tradycję. Tak jest też w najbliższym rocka progresywnego "Meon" oraz "Fool" (gdzie pianino elektryczne imituje akordami wstęp do floydowego "Sheep").

Ale już początek takiego "Numb" więcej ma wspólnego z późnym Massive Attack, by potem zaatakować solidnym transem gitarowym. Zresztą elementy mrocznego, hipnotycznego grania są obecne i w innych fragmentach You All Look The Same To Me. Weźmy podniosłą niby-balladę "Goodbye", która dzięki perkusyjnej pętli brzmi jednak całkiem trip-hopowo. Inny przykład: ambientowa wprawka "Seamless", szkoda że tak krótka (niecałe dwie minuty). Natomiast drugi tu epik, tym razem trwający kwadrans "Finding It So Hard", nawiązuje wprost do filozofii nowoczesnej muzyki elektronicznej (decydują o tym: powtarzany narkotyczny beat i samplowane aranżacje), zachowując jednak mocno floydowski koloryt.

Czyli można nieraz poczuć niezłe "deja vu" słuchając You All Look The Same To Me. Ale jest to uczucie przyjemne, bo Archive cechuje duża klasa. A nade wszystko, grupa wnosi wiele swojego. Jak choćby częsty solowy śpiew wokalistki, który więcej ma wspólnego z erą trip-hopu, niż rockiem lat siedemdziesiątych.
(Tylko Rock, 2002)

***

Wywiad z Archive

Właśnie ukazała się trzecia płyta formacji Archive, zatytułowana You All Look The Same To Me. Zespół nagrał ją wraz z nowym wokalistą, Craigiem Walkerem, który opowiedział nam o swoim sposobie patrzenia na muzykę, o wizji świata pochłanianego przez pieniądz, oraz, rzecz jasna, o samym krążku.

rozmowa z Craigiem Walkerem

Dołączyłeś do Archive przy okazji powstawania ostatniego albumu. Czy mógłbyś powiedzieć coś o swojej muzycznej przeszłości? Co robiłeś przedtem?

Najpierw śpiewałem w zespole Power Of Dreams. Pamiętam to tak: byliśmy młodzi, podpisaliśmy kontrakt, nagraliśmy parę płyt, aż w końcu się rozpadliśmy. Następnie zrobiłem sobie kilkuletnią przerwę od muzyki. Ale choć nie byłem członkiem żadnej formacji, na okrągło tworzyłem nowe utwory w domu. Dziś rozumiem, że nie był to czas stracony.

A jak doszło do spotkania z Archive?

W dość trywialny sposób. Po okresie „muzycznej abstynencji” znów byłem zapalony do grania. Postanowiłem rozejrzeć się za czymś poważnym. Pewnego dnia wziąłem do ręki „New Musical Express” i odpowiedziałem na pierwszą notkę, jaką znalazłem. Było to akurat ogłoszenie, które Danny Griffiths i Darius Keeler (pozostałe dwie trzecie Archive – przyp. bd) zamieścili w celu znalezienia wokalisty. Skontaktowałem się z nimi i wyszło na jaw, że słuchamy tych samych wykonawców, jak Pink Floyd, czy The Doors. Zrozumiałem, że są to ludzie o podejściu do muzyki niezwykle zbliżonym do mojego. W jednej chwili postanowiliśmy zacząć współpracę.

Jak powstał materiał wypełniający You All Look The Same To Me?

Trzy, cztery kawałki mieliśmy gotowe jeszcze przed sesją, potrzebowały tylko oszlifowania. Na przykład „Goodbye”, który powstał w dzień po tym, jak poznałem Danny’ego. Reszta utworów była efektem kombinowania w studiu, rozwijania wcześniej przygotowanych motywów. Tak z kolei narodził się „Numb” – spontanicznie, w czasie sesji, w ciągu zaledwie kilku godzin. Natomiast „Again” też napisaliśmy dość szybko, ale jego ostateczne przygotowanie zajęło wiele dni. W miarę nagrań rozrósł się z siedmiu do szesnastu minut. I głównie z powodu długości, trzeba go było zarejestrować w trzech oddzielnych częściach.

Właśnie, wspomniany „Again” wydaje się być hołdem dla grupy Pink Floyd, zwłaszcza jej wcielenia z drugiej połowy lat siedemdziesiątych. Także i inne fragmenty You All Look The Same To Me wskazują, jak bardzo musicie lubić ten zespół.

O tak. Kochamy Floydów. Co ciekawe, każdy z nas uwielbia inną część ich dorobku. I tak, Darius wybiera zawsze „Animals”, Danny pewnie „Meddle”, a dla mnie najlepsza jest „Wish You Were Here”. Wybór jest trudny, zwłaszcza, że Pink Floyd nagrali wiele znakomitych albumów. W ich dokonaniach zawsze urzekała mnie dźwiękowa przestrzeń i kompozycje, nie mające nic wspólnego z tradycyjnym systemem zwrotka-refren. To dla nas bez wątpienia artyści ogromnie ważni.

Intryguje konstrukcja płyty, bo oprócz dwóch rozbudowanych fragmentów, Again i Finding It So Hard, można na niej znaleźć również utwory krótsze, jak choćby Seamless, czy Now & Then.

Wzięło się to z prostej przyczyny. Nie chcieliśmy się ani trochę ograniczać podczas sesji. Widzisz, wszyscy doświadczyliśmy sytuacji, w której ludzie z wytwórni stoją nad tobą i każą ci robić to, czy tamto. Jednak „You All Look The Same To Me” produkowaliśmy własnym sumptem i dzięki temu mogliśmy sobie pozwolić na wszystko, co tylko nam przyszło do głowy. Mówiliśmy sobie: „Ma być kilkanaście minut? Niech będzie!”. A z drugiej strony zdecydowaliśmy się zamieścić dwuminutowe impresje i nie było nikogo, kto by nam tego zabronił. Na tym chyba polega wolność artystyczna.

W waszej twórczości słychać echa wielu zmieszanych ze sobą gatunków. Jak określiłbyś styl Archive?

Styl Archive to muzyka popularna stworzona przez facetów o rozległych fascynacjach. Każdy z nas ma swoje ulubione kapele i staramy się to zaznaczyć, filtrując te inspiracje przez naszą świadomość. Weźmy Danny’ego: on jest miłośnikiem funku, wykonawców takich, jak Stax, czy Sly & The Family Stone. Darius jest wyznawcą rocka lat sześćdziesiątych, na przykład The Who należą do jego faworytów, ale również bierze go nowoczesna elektronika, techno i te sprawy. Na mnie wielkie wrażenie zawsze robił Kraftwerk oraz My Bloody Valentine, których ostatnie dzieło „Loveless” to moja płyta wszech czasów. To straszne, jak niewiele osób pamięta dziś o My Bloody Valentine, a przecież ich wpływ na muzykę jest niezaprzeczalny. Mieli w sobie tyle wyobraźni, tyle świeżości. I tak jak mówię: to, czego słuchamy, zlewa się w efekcie w styl Archive. Prawda jest taka, że nigdy nie stworzysz czegoś absolutnie oryginalnego, zawsze będą jakieś odniesienia. Kwestia w tym, by bazując na klasyce, być jednocześnie kreatywnym.

Co oznacza tytuł You All Look The Same To Me? Kto wygląda identycznie? I dlaczego?

Cóż, wydaje nam się, że w ostatnich latach wszystko wokół stało się anonimowe, masowe i sztuczne. I nie chodzi mi tu tylko o muzykę. Cały świat pogrążył się w dziwnej chorobie: wszyscy to samo jedzą, w to samo się ubierają, tak samo się zachowują. A przynajmniej do tego dążą. Moim zdaniem jest w tym coś niebezpiecznego, czemu należy natychmiast stawić czoło. Irytuje mnie agresywna ekspansja konsumpcyjnej kultury zachodu na inne kultury. Dostrzegam piękno w różnorodności, wieloznaczności, tajemnicy. Ale niektórzy wyraźnie starają się narzucić innym pewien schemat, który zabija oryginalność. Martwi mnie to.

Czy podobnie pesymistycznie widzisz przyszłość rocka?

Niezupełnie. Owszem, uważam, że dziś ukazuje się zdecydowanie za dużo płyt, które niczego nowego nie wnoszą. Radio nadaje piosenki słabe i wtórne. W tym sensie, sądzę, że sięgnęliśmy już dna. Ale z natury jestem optymistą i czuję potrzebę odnowy, odrodzenia. Wierzę, że jeśli muzycy, dziennikarze i prezenterzy zaangażują swoje siły w sztukę, a nie zysk, rock ma znowu szansę przebić się przez popową masę i błyszczeć. Potrzeba tylko zjednoczenia sił i działania w odpowiednim kierunku, wszystko jest jeszcze do odratowania.

Na koniec powiedz, jak widzisz najbliższą przyszłość Archive.

Jestem jak najlepszej myśli. W tej chwili koncertujemy, ale wspólna praca daje nam tyle satysfakcji, że mamy zamiar nagrać nową płytę tak szybko, jak to tylko będzie możliwe. Może jeszcze w tym roku? Bardzo chciałbym.
(Tylko Rock, 2002)