ARVO PÄRT

 

Fratres (1977)

Estończyk to bodaj najwybitniejszy reprezentant "świętego minimalizmu", czyli europejskiej nieformalnej "odnogi" minimalizmu skupionej na religijnej, mistycznej tematyce i kontemplacyjnych właściwościach utworów. Part koresponduje ze specyfiką muzyki kościelnej (w tym wypadku – prawosławnej), nadając jej indywidualny rys kompozycyjnego rygoru. "Fratres" funkcjonuje w wielu wersjach – osobiście preferuję tę najskromniejszą, z delikatnym zawodzeniem skrzypiec Gidona Kremera i niemal jazzowym frazowaniem fortepianu Keitha Jarretta.
(T-Mobile Music, 2011)

Passio (1982)

Dziś krótko, BO ŚWIĘTA. Przeglądając niezobowiązująco wykazy ("...jednego po drugim") partyturowych utworów stricte "wielkanocnych" tematycznie wpadłem w lekką konsternację. Nie będę tu przecież wyjeżdżał z Händlem, Haydnem czy Bachem – zbyt ciężki kaliber na takie luźne blogowanie. A z kolei kilkanaście "Stabat Mater" różnych autorów jakoś przerasta mój niedzielny wgląd w muzykę dawną. Lecz z dziełami Estończyka już całkiem mi po drodze, a to chyba jedno z jego kluczowych, obok np. Fratres, Tabula Rasa czy niedocenianego In Principio. Ba, "zdaniem wielu" (lol) nawet więcej – apogeum samozwańczej techniki kompozycyjnej Tintinnabuli. Warto bowiem pamiętać, że Arvo wynalazł, skodyfikował i ochrzcił z łaciny własny styl muzyczny (niczym chociażby Christian Vander z grupy Magma i ich Zeuhl – to przykład pierwszy z brzegu), rodzaj bałtyckiej, uduchowionej i kontemplacyjnej, wersji minimalizmu.

Passio to ponad 70 minut opowieści opartej na Ewangelii Jana, zaaranżowanej na solowe głosy postaci (baryton, tenor), kwartet wokalny, chór, organy, skrzypce, wiolonczelę, obój i FAGOT (lol2). Odkrycie Pärta polega na wypełnieniu średniowiecznej formuły muzyki kościelnej i wczesnej polifonii współczesnym podejściem do (surowych i mrocznych) harmonii. Daje to efekt mocno transowy, chwilami wręcz narkotyczny – oto innowacyjne oratorium, "instant classic" (lol3) sakralnej poważki XX wieku. Zgodnie z tytułem – klimatycznie w pół drogi między Passion (Petera Gabriela) i "Tessio" (Luomo). Pierwsze nagranie Hilliard Ensemble dla ECM z 1988 pozostaje wzorcowe, ale imho rejestracja Tonus Peregrinus dla Naxos (rok 2003, z monumentalnym krzyżem na okładce antycypującym front cover płyty Aesthethica brooklyńczyków z Liturgy) wcale mu jakoś nie ustępuje.
(2017)

In Principio (2009)

Mam słabość do Estończyka. A to karygodnie przeoczona rzecz w jego dorobku. W tych kompozycjach z lat 1989-2005 zachwyca mnie ujęcie formy chóralnej, obecnej de facto już w Starożytności, w sposób nadal atrakcyjny dla odbiorcy takiego jak ja. Chodzi o wyzyskanie czynników ponadczasowych. Tradycyjnie Arvo buduje momentum pieczołowicie i cierpliwie, rozkładając gest na długie minuty. Lecz warto poczekać, bo duchowe przebudzenie czai się tuż za rogiem ("Da Pacem Domine", "Fur Lennart in Memoriam", "Cecilia, Vergine Romana").
(T-Mobile Music, 2011)