ATLAS SOUND
Let the Blind Lead Those Who Can See but Cannot Feel (2008, psychedelic) 7.5
Cox zmajstrował ten album przy użyciu jednego programu do produkcji muzyki - wliczając wszelkie pogłosy, efekty i ozdobniki. Ja nie wiem, czy to jest triumf kreatywności nad technologią, czy technologii nad kreatywnością.
(Offensywa, 2009)
Logos (2009, psych-pop) 6.2
Złego słowa nie powiem o tej płycie. I jeśli dla kogoś stanowi ona pierwsze spotkanie z niezwykłą postacią Bradforda Coxa, to na pewno ten ktoś będzie mocno poruszony, bo stylistyka prezentowana przez artystę należy do wąskiej dziś szufladki opatrzonej etykietką "oryginalne". Marzycielskie, narkotyczne opowieści, prowadzone wedle niecodziennych, nieprzewidywalnych reguł kompozycyjnych i skąpane w hojnej poświacie echa czy subtelnych manipulacji dźwiękiem decydują o sile najlepszych nagrań formacji Deerhunter (której jest liderem) i jego solowego projektu Atlas Sound. Osobiście jednak od człowieka uznawanego (również przeze mnie) za jeden z filarów współczesnej sceny niezależnej w USA oczekiwałbym wskazywania drogi innym i wyprzedzania konkurencji. Tymczasem Cox na chwilę przysiadł i nigdzie mu się nie śpieszy.
Znacznie więcej obiecywałem sobie po "Walkabout" - owocu współpracy z Noah Lennoxem (znanym lepiej jako Panda Bear). W teorii połączenie sił Coxa i Lennoxa to istny raj dla miłośników nowego psychodelicznego popu. W praktyce pogodny, nieco zamglony utwór brzmi jak wyraźnie odstający odrzut z ostatniej płyty Animal Collective. Centralnym punktem zestawu jest "Quick Canal" z innym gościnnym udziałem - tym razem Laetitii Sadier, wokalistki Stereolab. To kawał solidnego krautrocka - trans w duchu starszego Stereolab właśnie, ale spowity typowymi dla Coxa pogłosami i przesterami. Uwagę przykuwa też piękna "Shelia" - zwłaszcza refren, najłatwiejszy do zanucenia moment albumu.
Pozostałe fragmenty powielają patenty stosowane przez artystę od trzech lat (a trzeba wiedzieć, że wydał w tym czasie mnóstwo muzyki). Zupełnie to nie wadzi i całościowo materiał jest uroczy, lecz słuchając go trochę się boję, czy na tym etapie Cox nie stał się już hipnotyzerem, który zaczarował swoich odbiorców atmosferą, a ci będą mu posłuszni nawet, jeśli napisze przeciętne, nijakie piosenki. Do tego jeszcze (na szczęście) nie doszło, ale intuicyjnie wyczuwam kurs w stronę klisz i bezpiecznej powtarzalności. A jak wiadomo, istnieje pewna ledwo zauważalna różnica między magią, a magią... Obym się mylił.
(Clubber.pl, 2009)