AZITA

 

#63
AZITA YOUSSEFI
Historia tej amerykańskiej Iranki (bądź odwrotnie) należy do najbardziej nieprzewidywalnych na całej niniejszej liście. Po epizodzie z formacjami noise-punkowymi i przygodzie z no-wave w latach 90., śpiewająca pianistka nie wiedzieć czemu zrobiła stylistyczny zwrot o 180 stopni – i to taki totalnie pode mnie. Mianowicie w nowe tysiąclecie weszła jako wierna naśladowczyni Steely Dan (włącznie z imitacją typografii/kolorystyki Countdown to Ecstasy na okładce swojego albumu Life on the Fly – skoro hołd to hołd). Jako Fagen w spódnicy przedstawiła więc fortepianowy, lekko dziadowski "duchem" jazz-rock, mentalnie zakorzeniony w latach 70., włącznie z nieprzystępnym (i średnim warsztatowo), neurotycznym w wyrazie wokalem, przywołującym na myśl poetów-nudziarzy siedzących w barze z papierosem w dłoni. To jednak ledwie ZASŁONA DYMNA – jej radykalne eksperymenty w obrębie harmonii i frazy należą do najodważniejszych w rocku XXI wieku. Nic dziwnego, że otoczyła się śmietanką chicagowskich post-rockowców – mimo pozorów szczerych emocjonalnie interpretacji, muzycznie podejście Youssefi było ekstremalnie chłodne, cyniczne, intelektualne, wykalkulowane. Może dlatego jej utworów próżno szukać na YouTube.
(100 Songwriterów Wszech Czasów, 2015)

* * *

Life on the Fly (2004)

Azita Youssefi, multiinstrumentalistka irańskiego pochodzenia, od połowy lat dziewięćdziesiątych konstytuowała w Chicago wraz z perkusistką Heather Melowicz teatralno-performansowe eksperymentalne duo Scissor Girls (nie mylić z Scissor Sisters od transwestyckiego koweru "Comfortably Numb"). Natomiast kupiłem se obie solowe płyty Azity sygnowane tylko imieniem (wcześniej w 1996 ukazał się debiut Music For Scattered Brains, podpisany pseudonimem AZ) i te prace na własny rachunek prezentują odmienną, stonowaną i klasycystyczną z pozoru estetykę. Pozornie, bo realnie estetykę tę w sumie dość trudno sklasyfikować. Enantiodromia to jedna z pozycji, które znajdowały się w orbicie mych zainteresowań już w 2003, ale dotarłem do niej dopiero w roku bieżącym. Niewtajemniczonego w zagadnienie laikowi Enantiodromia mogła się jawić męczącą przeszkodą. To była wszak drużyna dla ludzi posiadających kompletne pojęcie o harmonii. Zaśpiewane w szalenie oryginalny, ekstrawertyczny sposób jazzujące, smutnawe, oleiste ballady na fortepian oraz ocierające się o kameralną poważkę pianistyczne miniatury operowały potwornie skomplikowanymi progresjami akordowymi i kaskadą kontrapunktów, niespotykanych właściwie w muzyce pop. Wciąż, refreny "Better End In Time" czy "On The Road" zapadły mi na długo w pamięć, inteligentnie hiciarskie. Gdyż zacny patent z redukcją kanciastej, new-age'owej duchem aranżacji i uwypukleniu zalet kompozycyjnych generalnie spisywał się, mimo kilku drobnych dłużyzn, bez zarzutu na gruncie efektywności.

Zapuściwszy włosy i przefarbowawszy je z blond na czarno, solistka nagrała sofomora Life On The Fly z identyczną, doborową stawką sidemanów, co poprzednio. Sorry, ale mając McEntire'a na perkusji i Jeffa Parkera na wieśle, to przecie kuuurwaaa... Dodatkowo udziela się Rob Mazurek (dyrektor Mazurek) na kornecie. Lecz jeśli uznacie natychmiast, po wytwórni, że obcujecie z typowym post-rockowym pieprzeniem unfocused, to pudło. Bo Azita to wyrafinowana songwriterka i na Life On The Fly jeszcze mocniej eksponuje melodyczną wartość utworów, czyniąc materiał zaskakująco regularnie przyswajalnym na gruncie "piosenkowości". Opener "Wasn't In A Bargain" to chyba jeden z tune'ów roku. Bicie w klawisze w wykonaniu Azity to tak mi bliskie, nerwowe, pół-funkujące sfrustrowanie. Drumming Johna rozpierdala zwiewnością. Motyw chorusa wije się i zakręca jak wąż po wąskich przesmykach. Solo Parkera od 2:39, zaserwowane po wprawce-rozgrzewce suchymi strunami na całej długości zwrotki, przeszyło mnie trzeszczącym, zajadłym kluczeniem. Powtarzają potem ten zabieg, z rozbiciem struktury utworu za pomocą gitarowego wyładowania, w "In The Vicinity" i "Miss Tony". (W ogóle Parker... Koleś ośmioma dźwiękami inaugurującymi pierwszy numer It's All Around You potrafił wzbudzić ciarki. I najśmieszniejsze, że to był szczytowy moment albumu.)

Motoryczny fragment tytułowy to kawał jazz-rocka przegryzanego staccato organów. "Just Joker Blues" to pijacka przyśpiewka ewokująca spirit Dylana z wariacką partią dyrektora Mazurka, a zadziwiająco konsekwentna stylistycznie "Miss Tony" wykorzystuje drive Stereolab. W porównaniu do Enantiodriomii, wokalistka wyeliminowała elementy trącące przypadkowością, w rodzaju statycznych instrumentali, koncentrując uwagę na esencji: intelektualnych ideach nutowej gramatyki wtłoczonych w banalne nieraz formy i charakterystycznym timbre plus irytującej, przeciąganej ekspresji śpiewnej. I mimo nieuniknionych chwil rozmycia, decyzje te zaowocowały ogólnie wyższą konsystencją. Ponadto, kiedy delektowałem się, z racji bycia melomanem szczególnie uwrażliwionym na problematykę teorii harmonicznych hi hi, dziełkami charyzmatycznej i dość unikatowej Azity, uderzyło mnie, dlaczego zarówno w digipacku Enantiodromii, jak i tu w książeczce Life On The Fly autorka drukuje całe teksty kawałków. Po wczytaniu się w słowa łatwo zauważyć u niej sporą zdolność transponowania obserwacji na para-poetyckie, zamglone obrazki, umiejętnie dokumentujące przechodzenie od punkowego, no-wave'owego buntu kulturowego młodości do refleksji starzejącej się, z konieczności cynicznej, choć nadal wymagającej i sceptycznej kobiety wieku średniego. Fascynujący krążek, zwłaszcza, że nie widzę bezpośredniego, jasnego precedensu dla artystki.
(Porcys, 2004)

Ciekawa to historia – panna Youssefi pochodzi z Iranu, ale w USA mieszka od siódmego roku życia. Grała w zespole Scissor Girls, którego nigdy nie słyszałem – ponoć dziewczyny uprawiały poletko no wave. Tymczasem jej solowe nagrania (Azita na Rhodesie i wokalu) to kapitalne piosenki na modłę Steely Dan, podszyte artykulacyjnym rozedrganiem i szczyptą literackiej frustracji – tu akurat zrealizowane z pomocą czołówki chicagowskiego post-rocka (McEntire, Mazurek, Parker). Absolwenci szkół muzyczni – uczcie się od Azity wyczucia smaku, zanim zgłosicie się do talent shows.
(T-Mobile Music, 2011)

Detail From The Mountainside (2006)

Nadal wyróżnia się na tle zalewu balladzistów, ale z mniejszą błyskotliwością niż na dwóch poprzednich krążkach.

Azita Youssefi w styczniu obchodziła 50. urodziny, a w tym miesiącu wróciła z nowym albumem, pierwszym od 9 lat. Zwiastujący go singiel "If U Die" trochę mnie nastraszył, że artystka skręciła w stronę surowego prymitywizmu wczesnego VU, ale to był blef ("blef to był?" – Vabank). Cała płyta Glen Echo to vintage Azita, może nieco bardziej refleksyjna i stonowana ekspresyjnie, co zupełnie zrozumiałe w obecnej sytuacji. Jeśli ktoś nie zna lub dawno nie wracał, to polecam odpalić plejkę na niedzielny chill z twistem.

Moje top 5:
1. Wasn't In the Bargain
2. Life on the Fly
3. On the Road
4. Things Without Names
5. Glen Echo
(2021)