BARK PSYCHOSIS

 

Hex (1994)

Słowa więzną w gardle, gdy przychodzi napisać coś sensownego o debiucie projektu Grahama Suttona. Powiem tak – kilka lat temu zdarzało mi się wieczorami nieśpiesznie błądzić samochodem po ulicach z "Hex" w odtwarzaczu. Poza tym, że to niezwykle osobiste studium przeżyć bardzo wrażliwego człowieka, "Hex" posiada też właściwości kojące, terapeutyczne. Ta płyta pozwala się skoncentrować i zagoić rany. Ciekawe, biorąc pod uwagę, ile się tu dzieje... Weźmy trzy pierwsze utwory. "The Loom" zaczyna się jak żałobna pieśń z filharmonii, po chwili wkracza prawie dubowy bas, sekcja dęta i wycofany wokal – wtedy budzi się odwieczna analogia z późnym Talk Talk. Z kolei wybuchy w "A Street Scene" mają więcej wspólnego z posępną depresją The Cure, choć sekcja ujawnia skłonności jazzowe. Ale oto w połowie utwór zamiera, a gitara wygłasza kilka mądrych myśli pojedynczymi dźwiękami. To już wstęp do "Absent Friend", najczulszej ballady jaką Sutton popełnił. Moment, w którym Graham śpiewa "And that's the biggest joke of all", a gitara odpowiada mu łagodnym arpeggio w stylu Cocteau Twins na tle szumiących bębnów i talerzy, wydaje mi się zbyt kruchy, by go skomentować. I tak, łącząc żywą instrumentację z rytmami i przestrzeniami zaadaptowanymi z muzyki o proweniencji elektronicznej, Bark Psychosis pierwsi zasłużyli na etykietkę "post-rock", zmuszając recenzentów do rzadkiego w tym biznesie konsensusu. Bo mało kto nie był zachwycony.
(T-Mobile Music, 2012)

Codename: Dustsucker (2004)

Graham Sutton to niekoronowany król post-rocka. Najpierw w 1994 roku wydał legendarny album, od recenzji którego wziął się w ogóle ten termin. Kolekcja epek Bark Psychosis też powala. A w 2004 opublikował drugą regularną płytę pod tą nazwą – przygotowaną przez wiele lat w zaciszu domowego studia. Mój werdykt? Arcydzieło. Chociaż ani w zakresie nowatorstwa (tę estetykę i ekspresję wynalazł znacznie wcześniej Mark Hollis), ani samych kompozycji (w sumie to powolne, mozolne, staranne przetwarzanie prostych smutnych motywów, obudowywanych nieraz eksperymentalnymi aranżami) tego bym nie wyargumentował. Ale w tych natchnionych mozaikach o wielu dnach czają się zjawy. To są poważne sprawy – określenie "nawiedzona" odnosi się do właśnie takich płyt. Seans spirytystyczny, a nie tylko muzyka.
(T-Mobile Music, 2011)