BERNARD HERRMANN
Vertigo (1958)
"Panna Novak zjawiła się na planie z głową pełną pomysłów, które, niestety, nie przypadły mi do gustu. Nigdy nie sprzeciwiam się aktorom w trakcie zdjęć, żeby nie mieszać do tego elektryków. Udałem się więc do garderoby panny Novak i wyjaśniłem jej, jakie suknie i jakie fryzury ma nosić: te, które były przewidziane od miesięcy. Wyjaśniłem jej, że bardziej niż życzenia aktora interesuje mnie końcowy efekt obrazowy, to, jak aktor wygląda na ekranie" – wspominał Hitch w kultowej rozmowie-rzece z Truffaut. Zakładam natomiast, że przy tym filmowym arcydziele wszech czasów według ostatniej edycji plebiscytu Sight & Sound (detronizacja Wellesa po kilku dekadach panowania) podobnych kłopotów komunikacyjnych nie było na linii reżyser-kompozytor. A jak wiadomo tarcia między nimi nieraz bywały i to srogie ("można oberwać i to nieźle").
Panowie podobno gdzieś tam "wyczuli się" w obopólnych gotyckich skłonnościach i w rezultacie B.H. dopełnił złe obsesje płynące z ekranu, tak wirtuozersko wyrażone przez Pana Alfreda językiem filmowym, za pomocą desperackich arpeggiów, wyrazistych wstawek dęciaków (klarnety basowe!) i pojedynczych nut wibrafonu oraz nierealnych ekspozycji glissanda harfy. Tytułowy zawrót głowy naprawdę znajduje odzwierciedlenie w impresjonistycznym wirowaniu motywów. A można się w nich doszukać zarówno odniesień do przeszłości (sławne własne harmonizacje tematów zapożyczonych z "Tristana i Izoldy" Wagnera), jak i zapowiedzi przyszłości (chwilami hipnotyzujący klimat oddający "psychologizację" wzajemnego uwiązania postaci antycypuje fragmenty chociażby klaustrofobicznego soundtracku Under the Skin).
Hermann – który odpowiadał za muzyczną oprawę wielu spośród kluczowych arcydzieł kinematografii (od Obywatela Kane'a po Taksówkarza) – uparcie twierdził, że nie jest "kompozytorem filmowym", lecz po prostu kompozytorem, który akurat działa w branży kinowej. Według jego wielu wyznawców to właśnie przy Vertigo sięgnął szczytu swoich możliwości twórczych. Może dlatego ten materiał, pierwotnie zagrany przez Sinfonia of London (długa historia – z powodu strajku muzyków Herrmann nie "zamachał" oryginalnego wykonania w Los Angeles), po latach doczekał się kolejnych wersji, a ścieżka dźwiękowa zaczęła żyć własnym życiem. Wykraczając poza frazesy w rodzaju "soundtracki pracują tylko z obrazkiem" lub odwrotnie "dobry soundtrack broni się sam", ktoś określił Vertigo mianem multimedialnego zdarzenia, takiego rodzaju "symfonii na film i orkiestrę" – i wybaczcie, nie znajdę dziś już celniejszej metafory.
highlight
(2016)
Taxi Driver (1976)
"You talkin' to me?". Muzyka do Taksówkarza dlatego tak idealnie lepi się z warstwą wizualną i historią Travisa Bickle'a, bo równie sugestywnie oddaje jego wewnętrzne zmagania, przygotowania i "sny o potędze". Stąd pełna identyfikacja z bohaterem, również na szczeblu audialnym. To z kolei sprawia, że dzieło Herrmanna pozostaje jednym z esencjonalnych, wielkomiejskich soundtracków do autorefleksji, obok maksymalistycznych suit minimalisty Reicha czy dystopijnego portretu betonowej dżungli na etapie pre-milejnijnego napięcia w Mezzanine. Od uwodzicielskiego tematu przewodniego przez podskórnie narastające kroki orkiestrowe aż po rozmaite wtręty saksofonu altowego, wibrafonu i harfy, pan Bernard opanował nocną, nastrojową stylistykę na rogu ulic Darkjazzowej i Thirdstreamowej. Dźwięki te na przemian skłaniają raz do bycia "łagodnym anarchistą o buddyjsko-taoistycznym światopoglądzie", a raz do powtórzenia za Cliffordem Wednesdayem: "po lewej jak jest, po prawej – jak będzie" 😎
highlight – https://www.youtube.com/watch?v=k_rHimSnDaA (evocative moment: samotne elektryczne piano od 2:48)
(2018)