BIG PUN
Capital Punishment (1998)
Nie ma chyba wątpliwości, kim ten świętej pamięci Portorykańczyk (zmarł po ataku serca z powodu nadwagi, z którą walczył latami) chciał być na tym albumie – oczywiście Notoriousem B.I.G. Wskazuje na to nie tylko krzykliwy i wirtuozerski styl nawijki na tle miękkawych tu i ówdzie podkładów, ale także ogólny wizerunek mizoginistycznego giganta, który rapuje jakby na boku od swoich gangstersko-dilerskich zajęć na ulicach. Punisher zresztą naśladuje typowy dla Biggiego emocjonalny szok termiczny – kontrast między romantycznym relaksem i nadchodzącą znienacka kulą w łeb. Ale jeśli hip-hop jest sztuką, w której odbywa się wyścig o perfekcyjne opanowanie środków wyrazu oraz charyzmę, to ten gość na debiucie posiadł większość tych atutów. Po pierwsze był fenomenalnym raperem pod względem stricte technicznym – jak słusznie zauważają co odważniejsi (w przełamywaniu stereotypowych, kanonicznych prawd) obserwatorzy, w kategorii czystego wyrzucania z siebie słów wręcz LEPSZYM od Biggiego. Dwa, że chociaż swojemu idolowi nie dorastał do pięt w konkurencji składania piętrowych rymów i wymyślnych metafor (ale przecież nikt nie dorasta), to radził sobie z tym znakomicie. Po trzecie opanował lekceważący flow, takie mówienie najbrutalniejszych spostrzeżeń jakby od niechcenia. I po czwarte, bity często na tym krążku fruwają. Rezultat? Klasyk latynoskiego mafioso rapu, z paroma trackami osiągającymi poziom wręcz niewyobrażalny. Weźmy choćby sąsiadujące "I'm Not a Player" (z mikrotonalnym wahnięciem stroju w dół w refrenie – patent tyleż banalny, co rzadko spotykany) i "Twinz (Deep Cover 98)" (można zaryzykować, że między 0:30 a 0:34 wydarzyło się tu chyba pięć najlepszych sekund w dziejach rapowego rzemiosła – i najlepsze, że Big Pun żonglując słowami wcale nie zatraca heroizmu ulicznego rapu, bo mówi logiczne zdanie, a nie jakąś nonsensowną magmę).
(T-Mobile Music, 2012)
"I'm Not a Player"
Z cyklu "mikrotonalność na rapie". Sample w refrenie i w zwrotce dzieli mniej niż pół tonu i ta różnica jest słyszalna na tyle wyraźnie, że powoduje pewnego rodzaju naturalną dystrakcję dla wyczulonego "zachodniego" ucha. Gdzie jeszcze w muzyce "rozrywkowej" (ewentualnie poza pływającymi fakturami Loveless) znajdziemy takie awangardowe patenty? Chyba tylko w hip hopie. Podobny zabieg pamiętamy np. w legendarnym "Everyday Struggle" Notoriousa, gdzie bit też sklejono na "ćwierćtonowej obsuwie". Ma to zresztą sens, skoro Big Pun stylistycznie pozował trochę na następcę Biggiego po jego śmierci. Jak mawia mistrz: "hip hop to continuum które się nie kończy" 😎
(2019)