BOARDS OF CANADA

 

Music Has the Right to Children (1998)

Ktoś kiedyś musiał wpaść na ten trop i pierwsi zrobili to Szkoci – zespajając analogowe syntezatory (podpatrzone u wczesnego Aphexa Twina) i matematycznie zagmatwane, perkusyjne labirynty (skradzione środkowemu Autechre) z wieloma innymi inspiracjami, już odległymi od księstwa IDM. I sądzę, że miast opiewać spójność tego materiału, należałoby raczej doszukiwać się w nim dezorientujących znamion pysznego eklektyzmu. Niedocenianym atrybutem MHTRC jest osadzona, hip-hopowa wręcz motoryka wielu bitów ("An Eagle In Your Mind", "Turquoise Hexagon Sun", "Rue the Whirl"), torująca drogę takim koleżkom jak Prefuse 73. "Aquarius" to od połowy ambient-funk (!) w błękitno-psychodelicznej poświacie, przyozdobiony jeszcze popowymi melodyjkami. Arkadyjski ton impresji takich jak "Open the Light" kontrastuje ze zmutowanymi wibracjami toczącymi "Sixtyten". Bonusowe punkty za typografię na okładce, którą Eoin i Sandison podpatrzyli na obwolucie Loveless – jako fani oczywiście.
(T-Mobile Music, 2012)

Geogaddi (2002)

Są takie dni – szaro za oknem, mgła, trochę pokropi, wietrznie, na ulicach pusto, bo nikt się nie pałęta bez potrzeby. Muzyka szkockiego duetu zawsze kojarzyła mi się dokładnie z taką scenerią i jeżeli na MHTRC trafiały się jeszcze promyki słońca, to przy Geogaddi Sandison i Eoin koncentrują się na samych zachmurzeniach. Obłąkane analogowe syntezatory i opętane serpentyny bitów brzmią niczym ścieżka dźwiękowa do filmu dokumentalnego o astrofizyce – teoretycznie zbyt trudne zagadnienia, ale jak się wsłuchać, to całkiem wciąga.
(T-Mobile Music, 2011)

Przeskoczyć coś tak przełomowego i esencjonalnego, jak Music Has The Right To Children jest ciężko. Ale szkocki duet dostarcza na drugim albumie wiele ekscytujących doznań. Brawo.
Michael Sandison i Marcus Eoin nie śpieszyli się z wydawaniem Geogaddi. To już cztery lata minęły, odkąd ich nowatorski debiut Music Has The Right To Children przyczynił się do zdefiniowania pojęcia IDM. Na szczęście jest to powrót w wielkim stylu. Korzystając z podobnych narzędzi, którymi posłużyli się kreując Music, panowie skręcili w mroczną, bardziej tajemniczą uliczkę. Gęste, lejące się brzmienie nasycili kilkoma wspaniałymi motywami, jak w „1969”, „Music Is Math” i „The Beach Of Redpoint”. Inspirujące miniaturki pokroju „In The Annexe”, czy „Over The Horizon Radar” emanują nastrojem melancholii. I jeszcze ten niepokojący, denerwujący feeling („Gyroscope”, „Sunshine Recorder”, „The Devil Is In The Details”). Teraz muzyka Boards Of Canada to już nie rejestracja urywanych zapisków z beztroskiego dzieciństwa. To zapis przebiegu subtelnie się rozwijających neuroz. Tak bardzo fascynujący. Jak na razie jedno z tegorocznych wydarzeń w świecie niezależnej elektroniki.
(Clubber.pl, 2002)

The Campfire Headphase (2005)

Ich najbardziej Air-owska ("Satellite Anthem Icarus", "Dayvan Cowboy", "Tears from the Compound Eye").

Tomorrow's Harvest (2013)

Duet wybrał scenariusz diametralnie odmienny, estetycznie proponując licznej rzeszy swoich wyznawców dokładnie to, do czego przyzwyczaił ją od lat. Warto jednak wychwycić zamaskowany powrót do neurozy Geogaddi oraz kontemplacyjną celebrację cywilizacji która upada z gracją i gestem.
(T-Mobile Music, 2013)

Wiele już znaczeń przypisywano twórczości Boards of Canada. W rozmaitych opracowaniach padają takie tropy, jak choćby pogranicze okultyzmu, alternatywna kosmologia, retuszowana groza filmów popularnonaukowych, paranoja skrywanych głęboko koszmarów z dzieciństwa czy metakomentarz do postępującej entropii technologicznej. Grupa niewątpliwie należy więc do wąskiego grona prekursorów chillwave'u i hypnagogii – jej hauntologia karmi się podświadomością, snami i chorymi wizjami prz(e)(y)szłości. Tym niemniej prywatnie za największe osiągnięcie Eoina i Sandisona uważam udaną syntezę estetycznej reprezentacji plenerowej roślinności ze ściśle miejską architekturą rytmiczną. Choć soundowo głębiej są zadłużeni u Aphexa Twina, Autechre czy Global Communication, to ich skłonność do nadawania mniej lub bardziej precyzyjnie nazwanym miejscom barwowej tożsamości ma swoje źródła u Briana Eno. Dopiero jednak zestawienie new age'owych ilustracji z bitami ewidentnie zakorzenionymi w hip hopie i klubowej kameralistyce spod znaku downtempo określa adekwatny punkt widzenia. Miejskość spojrzenia, miejski charakter internalizacji natury wydaje się najsprytniejszym patentem w owej fuzji – elementem nieodzownym, kwintesencją. Tę hermeneutykę potwierdzałaby okładka czwartego longplaya tandemu – widmo San Francisco spowitego zgniłym światłem seledynowego promieniowania. Oto nieuchronny etap, na który najwyraźniej przygotowuje nas okrutnie rozwleczona, ponadpółroczna szaruga zwana też przedzimiem.
(2018)

kiedy rankiem okna zachodzą mgłą, przypominam sobie jak czasem jest niedaleko od leniwego chilloutu do ponurych dystopii. moje top 10:

1. Kid For Today
2. Aquarius
3. Sixtyten
4. Nothing Is Real
5. Sunshine Recorder
6. Hi Scores
7. Semena Mertvykh
8. Turquoise Hexagon Sun
9. The Beach At Redpoint
10. Roygbiv
(2015)