BRAINIAC
Bonsai Superstar (1994)
Zaryzykuję, że to pomost miedzy paranoiczną kanciastością Pere Ubu na "The Modern Dance", a niepohamowanymi wybuchami Ścianki w ostrzejszych fragmentach "Statku kosmicznego". Ale serio, czy słyszeliście kiedyś taki drugi zespół? Który tak traktowałby gitary (łamańce artykulacyjne!), który przepuszczałby je przez takie efekty bez krzty awangardowych aspiracji, który promieniowałby tak niepodrabialnie chorym temperamentem i wreszcie którego wokalista tak niepokojąco igrałby z nieodkrytymi możliwościami emisji swojego głosu? "Hot Metal Dobermans", "Juicy" czy "Radio Apeshot" mają w sobie więcej podskórnego funku i chwytliwości, niż połowa hitów z MTV, choć brzmią jak rock grany przez podnieconych schizofreników. Ale to tytuł "Sexual Frustration" puentuje "Bonsai..." najtrafniej.
(T-Mobile Music, 2012)
* * *
pewnego razu redaktor Mati Jędras ZAGAIŁ: "kiedy ostatnio słyszałeś jakąś 'innowacyjną' piosenkowo-gitarową płytę? nawet nie że tam PEŁNY FUTURYZM czy coś, tylko 'o, to połączenie pastiszu trzech lub więcej konwencji wydaje mi się świeże i nie słyszałem jeszcze takiego'". w odpowiedzi mogłem tylko bezradnie rozłożyć ręce. niestety od wielu lat scena alternatywna niespecjalnie jest zainteresowana poszukiwaniem nowego języka w obrębie sześciu strun. ważniejszy jest aktualny dla targetu przekaz i kulturowa "relewantność" mierzona zasięgiem na social media. a może po prostu na tym etapie rozwoju cywilizacji niewiele da się już wnieść do tematu?
ale w latach 90. wyglądało to nieco inaczej. i dziś jest dobra okazja na powtórzenie ważnej lekcji z historii "nie że tam pełnego futuryzmu" w indie rocku. bowiem 20 lat temu, co do dnia, zginął w wypadku Timmy Taylor, lider "takiej ostrzejszej kapelki" z Dayton w stanie Ohio, która pozostawiła po sobie trzy longplaye i garść EP-ek/maksisingli – absolutny kanon art-spazz-post-hc/new-wave-bopu. OK, może i nie byłoby jej oblicza bez Pere Ubu, Devo czy Pixies, ale to tylko drogowskazy na szlaku prowadzącym do własnego, natychmiast rozpoznawalnego idiomu. bo Brainiaca zgaduje się "po jednej nutce" – paranoiczny gąszcz i ekspresyjny amok nigdy nie były równie zaraźliwe, quasi-funkowe, na swój sposób nawet SEXY.
styl grupy świetnie streszczały same tytuły utworów: "Martian Dance Invasion", "Sexual Frustration", "Fresh New Eyes". powyginana akcentacja metryczna, chore "krzywe" następstwa akordowe, wyciskanie z instrumentów całej gamy "pisków i wytrysków" oraz badanie "psychiatrycznych" właściwości ludzkiego głosu – te wynalazki utorowały drogę takim bandom, jak choćby D-Plan (umówmy się, "!" i "Terrified"... no właśnie), LSF, We Vs The Shark, spadkobierczy projekt Enon czy, jakby to powiedzieć ("jakby to powiedzieć pani Olejkowskiej..."), taki zespolik TCIOF z debiutu (np. układając rytmikę "Miniskirt" miałem z tyłu głowy jakieś "Nothing Ever Changes"). czyli z mojej perspektywy to wpływ nie do przecenienia.
prywatne top 5:
1. Juicy
2. This Little Piggy
3. Flypaper
4. Hot Metal Dobermans
5. Strung
(2017)
Nie chcę BLUŹNIĆ, ale szczerze powiedziawszy krótka kolekcja demówek The Predator Nominate które Brainiac przemieniliby w oficjalne wydawnictwo, gdyby nie tragiczna śmierć Timmy'ego Taylora, to poziom pół-klasycznego Electro-Shock for President.
(2023, Ekstrakt / Porcys)