CHARLOTTE HATHERLEY
#37
CHARLOTTE HATHERLEY
Dla mnie to wciąż jeden z niesamowitych scenariuszy w rockowych encyklopediach. W latach 90. był sobie pochodzący z Irlandii Północnej zespół Ash. Coś kojarzę, że dawno temu w miarę obszernie omawiano ich na łamach "Tylko Rocka". Niestety te dwa-trzy kawałki Ash, których kiedyś posłuchałem jednym uchem, jakoś nie zachęciły mnie do dalszego eksplorowania ich dyskografii. A że czas nie jest z gumy, to temat odpuściłem. W Ash od drugiego albumu grała na gitarze i śpiewała właśnie urodziwa Charlotte. Niedużo się tam udzielała kompozytorsko – w pełni autorskie numery zdołała zamieścić tylko na b-side'ach singli. Wreszcie opuściła kapelę i skupiła się wyłącznie na karierze solowej. A w jej ramach objawiła garstce zainteresowanych followerów nadzwyczajny talent. Okazało się bowiem, że jej powołaniem są misternie wyszywane, acz kapryśne sekwencje akordowe i dezorientujące, niesymetryczne łamanie frazy.
Fenomen Hatherley polega na zderzeniu tych skillsów ze stylistyką, w której czuje się najpewniej brzmieniowo. Jej korzenie są stricte gitarowo-bębnowe: punkowe, power-popowe, alt-rockowe. Laska lubi pohałasować na gitarze, ale wierzy też w nieco anachroniczny podział na "ballady i czad" i mimo ledwie przyzwoitych warunków głosowych w obu tych wariantach wypada dość przekonująco pod względem emocjonalnym. Natomiast jej warsztat songwriterski przynależy raczej do obyczaju barok-popowego. Dlatego bliżej jej "duchowo" do XTC – bywała nazywana "Partridge'em w spódnicy" i nawet stworzyła wspólnie z Andym jeden utwór ("zazdro na maksa"). W rezultacie ciarki chodzą po plecach, gdy C.H., dorabiająca jako sidemenka u Bat for Lashes, z kobiecym wdziękiem wikła się w najbardziej abstrakcyjnych progresjach akordowych, jakich nigdy nie słyszeliście w alternatywnym rocku.
(100 Songwriterów Wszech Czasów, 2015)
* * *
Grey Will Fade (2004, alt-rock) 7.3
The Deep Blue (2007, alt-rock) 8.2
Ta panna wprost promieniuje talentem - to wybitna kompozytorka, znakomita gitarzystka i zdolna wokalistka. Z jej postacią wiążą się co najmniej dwa paradoksy. Po pierwsze gdyby ktoś powiedział mi w 1998 roku, że w brytyjskiej kapelce Ash (której pół piosenki z płyty Nu-Clear Sounds zasłyszałem i zaciekawiła mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg) pomyka na wiośle siksa, która dziewięć lat później nagra we Włoszech solową płytę do mojej setki dekady, to bym go wyśmiał. Po drugie - i to sprawa bardziej bolesna - żeby zarabiać na rachunki Charlotte występowała (nadal występuje?) u boku swojej rówieśniczki, niejakiej Bat For Lashes, jako sidemenka (na gitarze oczywiście). Kuriozum polega na tym, że Natasha Khan mogłaby u Hatherley brać lekcje z harmonizowania melodii, ale tłumu to oczywiście nie obchodzi. Nieważne - takie są brutalne prawa rynku. Słychać wpływy późnego XTC (Partridge jest współautorem "Dawn Treader" - swoją drogą ułożyć przed trzydziestką piosenkę z Andym, nieźle jej się pofarciło), ale równie wyraźne są mrugnięcia do Briana Wilsona (wielogłosowe intro "Cousteau" i niebiański refren "Roll Over"), Beatlesów (zwolniony i uśpiony riff "Come Together" w basie "Be Thankful) czy do post-grunge'owej melancholii (pomyślmy o środkowym Smashing Pumpkins) w genialnym "Behave", pływającym "Isn't It Over" czy w outro wspomnianego "Roll Over". A kiedy dziewczyna nie wikła się barokowe zawijasy, to jej rock broni się bezpośrednią energią. Wbrew obiegowej opinii, oba pozostałe longplaye tej damy (pierwszy i trzeci) są godne uwagi, a nawet w swoich ramach rządzą.
(T-Mobile Music, 2011)