CHEMICAL BROTHERS
Come with Us (2002, big beat) 6.0
Nowa płyta Chemicznych Braci: oczko niżej od tego, czego można było oczekiwać. Co tu dużo mówić: rozczarował nieco ten album. Mimo że z pozoru wszystko jest tak, jak być powinno. Są zwariowane pętle basu i perkusji, są brzmieniowe eksperymenty, jest ten trochę nierealny nastrój. Dlaczego więc narzekam? Powodem są same utwory. Weźmy, przykładowo, charakterystyczne dla stylu Chemical Brothers, transowe w wyrazie "Galaxy Bounce", czy "Denmark". Rzeczywiście robią duże wrażenie. Ale czy są lepsze od choćby tych z Dig Your Own Hole? Chyba nie. Gorzej natomiast, że sporo tu nagrań nijakich, które nie zapadają w pamięć na długo. "My Elastic Eye", "Pioneer Skies" albo "It Began In Afrika" – takie granie już słyszeliśmy w wykonaniu tych panów, tyle, że w lepszych wersjach. Come With Us to w przeważającej większości muzyka instrumentalna. Tylko dwa kawałki mają linie wokalne. W "The State We’re In", najspokojniejszym w zestawie, śpiewa dobra znajoma muzyków z ich pierwszego krążka, Beth Orton. Z kolei w zamykającym całość "The Test" wystąpił Richard Ashcroft (tu dla nas powód do dumy: kompozycja oparta jest na fragmencie utworu "Pielgrzym" Czesława Niemena, pochodzącego z płyty Niemen Aerolit). Oboje zaproszeni goście starają się jak mogą, ale efekt końcowy, ani w jednym, ani w drugim przypadku nie wytrzymuje porównania z "piosenkami", które pojawiły się na albumie Surrender. Można by w takim razie zaryzykować tezę, że era Chemical Brothers jako nowatorów powoli się kończy. Come With Us jest propozycją słabszą od swoich poprzedników. Z drugiej strony, produkcja dźwięku jak zawsze w przypadku Braci sięga najwyższego poziomu, a transowe beaty dość często dają o sobie znać. Niewykluczone więc, że wielu z was polubi tę płytę.
(Tylko Rock, 2002)