CHINA CRISIS
Chiński kryzys
Spokojnie, nie będzie o geopolityce...
China Crisis to taki zespół, który większość koneserów muzyki pop lat osiemdziesiątych zna, choć raczej dość pobieżnie. Mają na tyle charakterystyczną nazwę, że wszyscy o nich chociaż raz słyszeli, ale... Głównie pamięta się kilka małych hitów, na czele z sympatycznym, choć nieco niemrawnym "Wishful Thinking" (drugi album formacji, rok 1984). I ja do niedawna sam także tkwiłem w niewiedzy. Jednak po przekopaniu się przez trzeci, czwarty i piąty longplay w dorobku Anglików stwierdzam, że w mojej dziesiątce ich ulubionych piosenek "Wishful Thinking" by się nie zmieściło. Zbyt duża konkurencja. Bo dzięki rekomendacji kolegi odkryłem jedną z nafajniejszych sophisti-popowych kapel, której dorobek, że zacytuję klasyka, wprost "sam się słucha". I to w całości, a nie wyrywkowo. "Flaunt the Imperfection", "What Price Paradise" i "Diary of a Hollow Paradise" to albumy, w które warto uważnie wniknąć, od deski do deski, bo chłopakom jakoś nie wychodziło pisanie i rejestrowanie słabych utworów. Jednocześnie jest China Crisis ansamblem paradoksalnym. Z jednej strony całkowicie wtórnym, pozbawionym jakiegokolwiek własnego, autorskiego wkładu w muzykę rozrywkową. Lecz z drugiej strony poza kapitalną smykałką do majstrowania pop-rockowych brylancików to właśnie w tej różnorodności klarownych, czasem wręcz bezczelnych nawiązań tkwi ich siła. Bo niełatwo chyba znaleźć drugi band, który inspirował się Brianem Eno, ale potrafił zabrzmieć jak Sade; który nazywano nowofalowym, choć w co drugiej piosence używał saksofonu. Dlatego postanowiłem połączyć przyjemne z pożytecznym i przedstawić dziesiątkę ulubionych kawałków China Crisis pod kątem subiektywnych skojarzeń – zarówno z przeszłości (zapożyczenia), jak i przyszłości (antycypacje).
* * *
10. "You Did Cut Me" ("Flaunt the Imperfection", 1985)
Nic dziwnego, że Jeremy Greenspan osobiście poleca China Crisis. W sensie atmosfery to te same miejskie, rozmarzone troski co u Junior Boys – tyle, że wyrażone środkami właściwymi epoce. A delikatna partia saksofonu nadaje im blask pokrewny eleganckiemu smooth-jazzowi.
9. "Stranger By Nature" ("Diary of a Hollow Horse", 1989)
Pierwiastki estetyki Steely Dan przeniknęły do twórczości China Crisis w sposób naturalny. Walter Becker produkował ich płyty, więc z jednej strony odcisnął na nich swoje piętno, a z drugiej panowie byli w niego bardzo zapatrzeni, do czego otwarcie przyznawali się w wywiadach. Wkrótce krytycy zaczęli określać ich mianem "brytyjskiego Steely Dan", co było skandalicznym uproszczeniem i dziennikarską łatwizną, ale w każdym takim sloganie tkwi ziarnko prawdy. Dowód mamy na przykład tu – wyluzowane fusion z urywanym basowym pulsem, manierycznie wycofanym śpiewem a la Donald Fagen i solówką saksofonu. Piąte wydawnictwo CC jest wyjątkowo przesiąknięte tym łagodnie dżezawym duchem.
8. "King in a Catholic Style" ("Flaunt the Imperfection", 1985)
Ja tu w podkładzie słyszę analogowy futuryzm niemieckich prekursorów Neu!, zwłaszcza z późniejszych nagrań takich jak "Isi". Równie motoryczny bit wypełnia podobnie ambientową przestrzeń.
7. "Best Kept Secret" ("What Price Paradise", 1986)
Niedbały rzut uchem wystarcza, by zauważyć, że "Best Kept Secret" kopiuje niemal nuta w nutę "Pop Life" Prince'a z płyty "Around the World in a Day", wydanej dokładnie rok wcześniej. Owszem, wstyd, ale jak ładnie to gra...
6. "Bigger the Punch I'm Feeling" ("Flaunt the Imperfection", 1985)
Szalikowcy albumu "Kaputt" Destroyera powinni sprawdzić jak to się robi – bez nudnawych gadek, a za to z soulowym śpiewem.
5. "Safe As Houses" ("What Price Paradise", 1986)
W kręgu podejrzeń nie może też zabraknąć późnego XTC. Ten numer mógłby spokojnie trafić na "Oranges and Lemons" i to nie tylko ze względu na koronkową aranżację, ale i same zwroty melodyczne czy specyficzną metodę konstruowania chórków. Wrażenie pogłębia barwa głosu Gary'ego Daly'ego, wcale nieodległa od tej Andy'ego Partridge'a. Zresztą jest więcej takich przypadków, chociażby "Worlds Apart" z tej samej płyty albo "Northern Skies" z następnej.
4. "Arizona Sky" ("What Price Paradise", 1986)
Tutaj z kolei każdy element zabiega o porównanie z Prefab Sprout: melancholia w akordach, zrezygnowane dialogi gitary z plastikowymi klawiszami, dęte wtręty i ta wokalna ekspresja – zdesperowana i odrętwiała zarazem. Daly, Lundon, Johnson i spółka tylko raz jeszcze tak łudząco przypominali grupę Paddy'ego MacAloona – w nagraniu "Singer the Praises of Finer Things" z "Diary...".
3. "Strength of Character" ("Flaunt the Imperfection", 1985)
Piękna, dubowa linia basu czerpie z The Police czy nawet zapowiada solowego Stinga, ale dostojny klimat nagrania lokuje się niedaleko ballad tuzów progresywnego revivalu lat osiemdziesiątych czyli Marillion.
2. "Gift of Freedom" ("Flaunt the Imperfection", 1985)
O, proszę, widzę że "Beverly Kills" Ariela Pinka ma więcej przodków niż tylko "Papa Don't Preach" Madonny czy "Physical" Olivii Newton-John. Toż to identyczny groove!
(evocative moment: DĘTY bridge, reminiscencja Aja)
1. "We Do the Same" ("What Price Paradise", 1986)
Na chwilę obecną chyba mój ulubiony track China Crisis, który najchętniej zestawiłbym z Tears For Fears. Jest coś w tej wrażliwości harmonicznej i w tych subtelnych gitarowych zawijasach, co przywodzi na myśl chociażby "Everybody Wants to Rule the World".
(T-Mobile Music, 2012)