CHRISTIAN WOLFF

 

Ten Exercises (2006)

I witam ponownie w rubryce, która powinna chyba jednak nosić tytuł "Classical Sunday Night". Ale to się jeszcze może zmienić. Kontynuując jakże cenną myśl sprzed tygodnia, sięgam po innego reprezentanta tak zwanej "szkoły nowojorskiej". Nawet nieprzychylny, jako się rzekło, Feldmanowi nasz Bogusław Schaeffer zauważył, że Morton trzymał się między innymi z Wolffem. Istotnie obu panów łączyła szczególna więź. Już sam fakt, że studiowali u Cage'a, którego można ich nazwać konceptualnymi kontynuatorami i spadkobiercami, zbliża ich ogromnie na szczeblu "biograficznym". Najwyraźniej przyjaźń kwitła w najlepsze, bo kompozytorzy dedykowali sobie nawzajem swoje utwory. Na każde "For Morty" padało kilka "For Christian Wolff", taka to była wymiana uprzejmości.

Sam Wolff zwłaszcza upodobał sobie luźną, "otwartą" formę, którą określał dość beznamiętnie mianem "exercise". Wybrałem więc dziś dla Państwa zbiór Ten Exercises wydany w 2006 roku i obejmujący, jak sam tytuł wskazuje, dwanaście takich ćwiczeń. Doborowa stawka wykonawców (w tym kumplujący się z Wolffem pianista Frederic Rzewski) przedziera się przez aranże fortepianowo-dęto-gitarowo-perkusjonalne. Obszernymi chwilami dość wyraźnie ociera się to o swawolne, acz chłodne wyrazowo "free improv". Nic zatem dziwnego, że 10 lat temu KRĄŻEK ów wskoczył do top 20 płyt roku The Wire, ot gdzieś między The Knife, Joanną Newsom, Burialem, Scritti Politti i Sonic Youth. Obok sławnego openera Goodbye 20th Century tych ostatnich był to rzadki moment popkulturowej ekspozycji urodzonego we Francji amerykańskiego twórcy niemieckiego pochodzenia, który w mijającym tygodniu obchodził 83. urodziny.
(2017)