CORNERSHOP
Handcream for a Generation (2002, pop/rock) 6.7
It's the summertime! Lato, jak to w Polsce, przyszło niespodziewanie wcześnie i zaskoczyło nawet najtwardszych zawodników w koszykarskich koszulkach. Bez ciemnych okularów ani rusz, nie wspominając o lekkim, przewiewnym stroju. Upał, żar, żar, upał. Żółtawa plama słońca wlewa się powłóczyście do wnętrza, mimo, że żaluzje są zasunięte na maksa. Inaczej jednak ciężko jest przetrwać. Ciężko wykrzesać z siebie resztki świadomości. Gdybym nie miał tego szczęścia, że trafiła do mnie ostatnimi dniami płytka Handcream For A Generation grupy Cornershop, nie czytalibyście teraz ani tej, ani żadnej innej mojej recenzji. Zasnąłbym w słońcu.
Szczerze mówiąc, nie byłem nigdy zbytnio blisko Cornershop. Robili niezależny pop-rock z odniesieniami do folkloru indyjskiego. Ponadto, wsławili się takim singielkiem, "Brimful Of Asha", którego riff przewodni jest klarowną zżynką z pewnego utworu otwierającego pewną legendarną płytę pewnego kultowego zespołu. Niewątpliwie, była to przewała. Ale zapomnijmy wraz z Handcream For A Generation o starym Cornershop, o tym, co nam się nie podobało. Teraz Tjinder Singh i jego zwariowana kompania upichcili świetną imprezową mozaikę. Nie jest to wprawdzie Since I Left You, lecz co tam!
A więc mamy: propozycja orzeźwiająca, w sam raz na upały. Ale to, co zwłaszcza intryguje, to swobodny eklektyzm, żonglerka stylami, przebieranie w znanych haczykach. Obok funkujących, ruszających numerów inspirowanych Jamesem Brownem i innymi wielkimi, dostajemy porypane wprawki rockowe, rock alternatywny, typową muzykę taneczną, kolaże dźwiękowe i melodyjne, popowe piosenki. Często te elementy stapiają się w jedno. Celem – rozrywka, którą Cornershop dostarcza bezbłędnie. No i cieszy fakt, że są to nieraz bardzo udane kompozycje.
"Heavy Soup" to intro, sprawiające w pierwszej chwili wrażenie kuzyna "Music Is My Radar" Blur. Basik, dęciaki, organy jak z lat siedemdziesiątych, a na ich tle gadkujący koleś, który najwyraźniej jest w humorze. Przechodzimy do "Staging The Plaguing Of The Raised Platform", gdzie oprócz groove'u, znalazła się ostra gitarka oraz głos. W zasadzie jest to prosta piosenka na cztery, ze zwrotkami i refrenem, ale w tym ostatnim występuje gościnnie chórek, co to brzmi jak zgraja niezdyscyplinowanych dzieciaków na wagarach. Około 2:30 prezentuje się wyborny mostek i wtedy już wiadomo, że to może być rockowy tune najbliższych wakacji, jeśli tylko nastrój wam pozwoli.
Spod wody wyłania się beat taneczny, wprost z najlepszego parkietu w Europie, obsługiwanego przez jednego z najlepszych DJów. "Music Plus 1" zawiera kolejno każdy element, który powinien cechować solidny kawałek do ruszania biodrami. Swoista dramaturgia rośnie z każdą sekundą i tylko przyklasnąć można, że w środku urozmaica tę dyskotekę partia pianina. Potem podobny klimat kolesie wytworzyli w "The London Radar", ujmującym cacku rodem sprzed dwóch i pół dekady, wzbogaconym zapowiedzią speakerki w samolocie i uroczymi, kiczowatymi smykami.
Z tą koncepcją obcujemy przez całe Handcream. Chodzi im tylko o to, żebyście się dobrze bawili, żadnych większych ambicji. Z wyjątkiem jednego utworu. Trwającego niecały kwadrans "Spectral Mornings". Jest to hipnotyczny, psychodeliczny, choć wciąż pulsujący dzikim rytmem kolaż. Przyprawiony orientalnymi ziołami, sitarem, tablą i innymi bajerami. Choć rzecz ciągnie się długo, paraliżuje wokalem, imitującym jakieś śpiewane zaklęcia hinduskie. Albo coś w tym guście. Pojebstwo straszne, ale wciągnęło mnie.
Stara prawda się potwierdziła: czasem lepiej jest nie kombinować, nie komplikować. O barwne, tętniące życiem albumy na słoneczną balangę wcale nie było łatwo niedawnymi laty. Po rypance "Slip The Drummer One" (skrzyżowanie Daft Punk i hip-hopu a la 80s), powraca temat "Heavy Soup", jako outro. Ale to nie wszystko: na finał serwują ukryty, bonusowy track, który, kto wie, czy nie jest najlepszy na krążku. Czyli nie dają spokoju do końca, naprawdę chcą nas w te gorące dni poderwać do życia. Ruszcie tyłki po nowy Cornershop, bo na jutro zapowiadali ochłodzenie i deszcze.
(Porcys, 2002)
Fantastyczna imprezowa płyta na słoneczne lato. Dla tych, którzy znudzeni są wszechobecną dyskotekową szmirą.
Sądzę, że nowa propozycja Cornershop będzie dla niektórych przebojem tegorocznych wakacji. W skocznych, promiennych, zwariowanych nutach, jakie serwuje nam formacja, można się po prostu zapomnieć. A przy tym, przeżyć wspaniałą dźwiękową podróż, nawet jeśli nie do końca poważną, to zaraźliwie optymistyczną. Po mało udanym zbiorze Disco And The Halfway To Discontent (sygnowanym zresztą nazwą Clinton), Handcream For
A Generation należy traktować jako następcę albumu When I Was Born For The 7th Time, który odniósł w 1997 roku spory sukces. Jak będzie tym razem?
Może brak jest na nowym krążku potencjalnych przebojów na miarę "Brimful Of Asha", lecz siła materiału, co dla fanów Cornershop nie powinno być zaskoczeniem, leży w jego różnorodności. Rozpoczyna "Heavy Soup", funkowe intro w klasycznym stylu z lat siedemdziesiątych. Zaraz potem melodyjny "Staging The Plaguing Of The Raised Platform", który wybija się ze względu na bogatą oprawę (jęczące gitary, zimne syntezatory, chórek w refrenie). Oj, ciężko nie ulec urokowi tej piosenki. Potem zmiana klimatu: jednostajny puls i wyłaniający się powoli, jak spod wody, temat klubowego "Music Plus 1". Niejeden DJ światowej sławy mógłby się nauczyć na podstawie tego numeru budowania napięcia.
Co jeszcze? Czy do końca jest tak wspaniale? Nie ma co przesadzać, ale słabych utworów na Handcream For A Generation należałoby chyba szukać ze świecą. A na dodatek wszystkie zapraszają do tańca, czy to dziwaczne reggae "Motion The 11", czy dyskotekowy "People Power", czy wreszcie retro-funk "The London Radar". Tjinder Sigh i spółka nie byliby jednak sobą, gdyby nie uzupełnili tej mieszanki orientalną psychodelią (patrz czternastominutowy "Spectral Mornings"). Efektem jest kipiąca od rytmu, pobudzająca, wprawiająca w trans całość. Która ze względu na swoją specyfikę wcale nie musi trafić do każdego. Kto jednak czuje letni groove, będzie raczej usatysfakcjonowany.
(Teraz Rock, 2002)