DEERHUNTER
Cryptograms (2007)
Bardziej ambientowe oblicze tego transowego ansamblu z Atlanty. Narkotyczne epopeje o przerażającej czasami jakości. W sumie to jest w jakimś sensie skończony wycinek artystycznej imaginacji – gdyby nawet się ta kapela rozwiązała jutro, to pozostawiłaby po sobie trwały ślad w historii. Czego o nadmiernie wyeksploatowanych w mediach kuglarzach z Liars powiedzieć nie można.
(Offensywa, 2008)
Fluorescent Grey (EP) (2007)
Dawno już nie było "piosenek", które brzmiały jak wytwór wyobraźni kogoś, komu się poprzestawiały klepki, ale tak ostro. Porównywano ich do Spacemen 3, ale Spacemen 3 mnie męczyło, a to paradoksalnie rozluźnia. Zamilknę, bo logiczna percepcja się tu trochę wyłącza. Syd Barrett by ich w każdym razie skumał. Najlepszy utwór: "Dr. Glass" – ten tekst: "Useless bodies / So much traffic". Przenikliwa synestezja się wkrada.
(Offensywa, 2008)
Cox, Pundt i spółka wypuścili dużą ilość muzyki przez dosłownie kilka lat, ale gdybym z całego tego obfitego i zróżnicowanego katalogu miał wybrać jedną pozycję – to padłoby na tę EP-kę, rewitalizującą obłąkany noir-psych-rock jako nowy niezal dla zagubionych dzieci. Każdy z czterech indeksów jest tu nieodzowny.
(T-Mobile Music, 2011)
Microcastle (2008)
Na pewno to zespół dużego formatu, ale szkoda, że w tym rozdaniu tak znormalniał. Ich utwory z 2007 roku były naprawdę "chore", podobnie zresztą jak solowy projekt lidera z 2008. Natomiast to są po prostu równo skrojone kawałki gitarowe. Oczywiście dla niektórych "aż", ale dla mnie "tylko", bo pamiętam na co ich stać. PS: Polecam też recenzję w magazynie "Teraz Rock", która pokazuje, że w pewnych kręgach formacja Pendragon to coś oczywistszego, niż film Łowca Jeleni.
(Offensywa, 2009)
***
Po Youngu nastąpiła, jak by to ujęli radiowcy, "głupia godzina". Nic specjalnego się nie działo, Liars widziałem kiedyś w PKiN i raczej był to teatr niż muzyka. Cierpliwie poczekaliśmy na Coxa & co. i nie zawiedliśmy się. Kwartet zagrał bardzo spójny, przemyślany, jeśli odrobinę przewidywalny i nazbyt wyważony set. Widać, że panowie starają się utrzymać zdrowy balans między emocją, pasją, zajawką, a profesjonalnym podejściem do strony technicznej, formalnej, wykonawczej. I słusznie – skoro chcą, aby muzykowanie zostało ich zawodem na długo – to warto ćwiczyć warsztat. Aczkolwiek jako postronny obserwator tej kalkulacji dostrzegłem nieco więcej, niż sądziłem, że potrzeba. No cóż, zawsze można zapuścić Cryptograms i wyobrażać sobie, że to taki odjechany, psychodeliczny, ryzykancki band.
(Porcys, 2009)
moje top 5:
1. Fountain Stairs
2. Earthquake
3. Dr. Glass
4. Little Kids
5. Operation
(2015)