ELVIS COSTELLO
This Year's Model
Są dwie szkoły (falenicka i otwocka). Według pierwszej już My Aim zasiało solidne ziarno nowofalowej SWADY; druga zaś głosi, że dopiero na sofomorze zostały odbywane PROPER drgawki właściwe tej estetyce, bo debiut to było jeszcze jakieś "country z okręgówki" ("znamy muzykę zespołu U2, który jest dla mnie zespołem country'owym... muzyka country nie ma sensu"). Mi tam WSIO RYBA <palacz>, znacznie bardziej ekscytuje mnie zdolność opatulenia energii stricte punkowej, stricte punkowego FERWORU w ładnie uszyte, trad-rockowe ubranko (e.g. "zerwaniem ciągłości"), co z prawdziwym punkiem nie ma nic wspólnego ("chyba że black metal..."). Tajną bronią typa była wtedy błyskotliwość syntezy – dwu- i trzyminutowe numery mkną jak pociski złożone z samych hooków i są w ramach tego formatu "kompatybilne same ze sobą", no a to wystarcza. Dodając klawiszowe dekoracje i niestrudzoną sekcję (Attractions jako jeden ze skuteczniejszych backing bandów ever) oraz oczywiście zabójczo kąśliwe TEKSTUCHY, otrzymujemy Declana na szczycie swej gry – nigdy więcej nie był już tak nieredukowalny. Kapele w rodzaju Supergrass, Chisel, Spoon czy Hot Hot Heat zaświadczą – to dla nich często nietykalny blueprint.
highlight – https://www.youtube.com/watch?v=X-ZElqIcj1c (evocative moment: 2:47 – tylko raz Nieve schodzi w odpowiedzi schodkami w dół; zawsze wyczekuję tej sekundy)
(2018)
Trust turns 30 today. Listening to my CD right now - not his greatest record by any means, but a very charming one indeed.
(2011)
When I Was Cruel (2002) 6.8
Stary, ale jary. Costello wcale nie wygląda na zmęczonego, czy znudzonego funkcjonowaniem na rynku. Zresztą, rynku. Co tam rynek, jemu się te płyty chce trzaskać! Inna sprawa, że naprawdę ma wciąż sporo do powiedzenia. Choć napisał setki utworów, te nowe nie są gorsze od poprzednich. Ok, nie mówię, że na When I Was Cruel znajdziemy kolejne standardy, takie, jak "Alison", "This Year's Girl", czy "Pump It Up". (A propos: zauważcie, że pod "Alison" można podstawić kogo się chce, haha.) Ale obecnie sytuacja Elvisa jest inna niż wtedy, kiedy debiutował. W czasach natłoku średnich wykonawców, on pokazuje, że nadal jest w stanie eksperymentować, intrygować. Pozostając sobą.
Do nagrania When I Was Cruel Declan McManus zaprosił dwie trzecie swych słynnych pomocników, The Attractions. Na klawiszach pyka więc Steve Nieve, na bębnach Pete Thomas. Za to bas obsługuje tu niejaki Davey Faragher. Stąd porównania do klasycznych płyt zrealizowanych razem z The Attractions są ryzykowne. Inna sprawa, że When I Was Cruel najbliżej jest stylistycznie do Blood And Chocolate, klasycznego albumu z roku 1986. Ostre, gitarowe numery przeplatane sprytnymi balladami, z przewagą tych pierwszych. Różni te krążki dobór środków wyrazu: tegoroczne dziełko uwydatnia, że Costello sprawnie porusza się w terenach loopów, sampli i trip-hopowych efektów. Smaczki decydują o obliczu tej płyty. Jednak po kolei.
When I Was Cruel rusza wraz z "45", kawałkiem zdecydowanie "do przodu", obfitującym w przejścia dynamiki. "Spooky Girlfriend" zaaranżowano całkiem interesująco: na przedzie drumy, chodzący basik obok, a głos prowadzący wspomagany przez chórki i dęciaki. Interludium jest całkiem bristolskie, co by nie powiedzieć o tym określeniu. Jednak przy "Tear Off Your Own Head" sprawy przestają być "śmieszne", "fajne", czy "ok". Costello wycina jeden ze swoich najlepiej skonstruowanych rocków, z tajemniczą barwą (chyba keyboard) między wersami i dobrze wpasowanym, zwięzłym refrenem. To E.C. (nie mylić z Claptonem), który porywa, w formie jak z najlepszych lat.
Siedmiominutowy "When I Was Cruel No. 2" sygnalizuje, że Elvis będzie się z nami bawił na tej płytce. Utwór zbudowany jest na wolnym, egzotycznym samplu rytmicznym, z urywanym wycinkiem damskiego głosu. Na to nasz bohater nakłada sobie kolejne kolory, niczym na czarno-biały szkic, a do tego prowadzi kreatywną melodię, często z pięknymi zawijasami. Gitara i pianino sprawiają, że mamy ładną, smutnawą balladę, ale ten sample, to jest pomysł! Tak może wyglądałby dziś Sting, gdyby przestał zgrywać gwiazdora i wziął się do roboty. (Notabene: takie Brand New Day oczywiście nie umywa się do When I Was Cruel, ależ skąd.)
"Soul For Hire" na pierwszy plan wysuwa wokal, ciągle pełen wielkich możliwości, ale pod koniec znów jest eksperymentowanie. Potem robi się nieco ostrzej: "Dissolve" jęczy brudnymi gitarami i łączy je z pasażami harmonijki ustnej, właściwie na jednym chwycie. Dubowe echa w "Alibi" są wbrew pozorom przyjazne uchu, bo i sam motyw się podoba. A przed nami jeszcze "Daddy Can I Turn This?", znakomite rockowanie, które znalazłoby się na samym szczycie Binaural Pearl Jam (o co nietrudno, ale zwracam uwagę na fakt). Dylanowski flow, z jakiego pan McManus jest znany, otrzymujemy w "Episode Of Blonde". Wreszcie na zamknięcie "Radio Silence", rzecz maksymalnie poszukująca (soundu) z próbkami gitar, paletą aranżacyjną i wcale nieoczywistym śpiewem.
I tyle. Costello wydał nową płytę. Udowodnił, że zasadnie. Wiadomo, że zwykle w pewnym wieku należy już przestać, by nie psuć legendy, nie kompromitować się. Dla tego okularnika są to jednak problemy odległe. Wspaniała, jak zwykle (co zresztą zawsze było połową jego wartości) forma pisarska, prosi nas, by przysiąść i w spokoju, z tekstami w ręku, ocenić to, co nam serwuje Costello. Wiem, ja też bym wolał po raz enty zarzucić My Aim Is True, ale dzisiaj jest dzisiaj. I dzisiaj When I Was Cruel robi solidne, pozytywne wrażenie, nawet z przebłyskami czegoś świeżego, a jutro, kto wie?
(Porcys, 2002)
* * *
fani Elvisa Costello mogą w ten weekend zaśpiewać "czterdzieści lat minęęęłooo…" – oczywiście od ukazania się jego debiutu, My Aim Is True. generalna refleksja? po nagraniu kilkuset utworów na trzydziestu kilku płytach muzyczna tożsamość Declana MacManusa nadal pozostaje nieuchwytna. czy ten pubrockowy Buddy Holly faktycznie był jednym z liderów pokoleniowej, nowofalowej rewolty? a może raczej działał strategią konia trojańskiego i stopniowo pod nerwowym płaszczykiem młodocianej frustracji zaszczepiał punkowej publice "wrażliwość sensoryczną" na coraz łagodniejsze oblicze retro estetyki, w tym tendencje do wykwintnego, niemal barokowego przepychu? czy wreszcie jeszcze inaczej – jako wyborny tekściarz celowo "kąsał establishment" jego własną bronią, sięgając po mainstreamowe patenty, by "rozsadzić system od środka"?
jedno jest pewne – mimo średnio udanej schyłkowej fazy (potrafię nawet zrozumieć zarzuty o "dywersję" i sabotaż własnej renomy) niewielu TUNESMITHÓW ogarniało tak szeroki zakres stylistyk, zachowując przy tym własne oblicze i niepodważalną "rasowość" ekspresji. w plejce top 50 dla spójności pominąłem covery, próby partyturowe i kompozytorskie kolaboracje, skupiając się tylko na autorsko-piosenkowym szlaku. PS: na Spoti brakuje studyjnych "Alison", "Red Shoes" i "Detectives" – zastąpiłem je najbliższymi dostępnymi wersjami.
moje top 20:
1. Accidents Will Happen
2. Opportunity
3. Blue Chair
4. New Amsterdam
5. Alison
6. Pump It Up
7. Red Shoes
8. Clubland
9. Lip Service
10. The Comedians
11. No Dancing
12. Little Savage
13. Chelsea
14. Boy With a Problem
15. The Other Side of Summer
16. King Horse
17. The Beat
18. Busy Bodies
19. Tear Off Your Own Head
20. Veronica
(2017)
niech nikogo nie zmylą Elvisa związki z mainstreamem, jazzowo-klasyczne wydawnictwa dla Deutsche Grammophon i małżeństwo z Dianą Krall. trudno bowiem przeszacować ogromny wpływ Costello na alternatywnych i indie-rockowych PIOSENKOWICZÓW. wypisałem chronologicznie dwadzieścia skojarzeń – czasem ewidentnych i bezpośrednich, a innym razem luźnych, intuicyjnych.
(2017)