FERRANTE & TEICHER
Soundproof (1956)
Wyłączając pewne pojedyncze precedensy-ciekawostki, historia preparowanego fortepianu zaczyna się wraz z eksperymentami Johna Cage'a z końca lat 30. Późniejszy autor "4'33''" wkładał między struny instrumentu rozmaite metalowe, gumowe, drewniane czy papierowe przedmioty, co istotnie zmieniało charakter generowanych tekstur. Gdy dawno temu nabyłem jego kolekcję Complete Music for Prepared Piano w wykonaniu Giancarlo Simonacciego, to zrozumiałem, na czym polegała rewolucyjność tych zabiegów. Odtąd nuty nie trafiały w zakładane wysokości tonów, piano brzmiało inaczej od tradycyjnego, a do tego zestawienie dźwięków przetworzonych i nieprzetworzonych dawało zupełnie nowy kontekst przestrzenny. Patent ów wykorzystywano potem kilkakrotnie, zrobił to między innymi Cale na VU & Nico czy Eno na Another Green World. Zaś w latach 50. MARIAŻU tej techniki z ideą Space Age Popu (wycieczki w kosmos w tle, co obrazuje okładka podpisana zresztą "the sound of tomorrow today!") dokonali Arthur Ferrante i Louis Teicher. Ten duet pianistów, powiedzmy Marek i Wacek proto-avant-popu, grał ze sobą od szóstego roku życia, adaptując na dwa fortepiany "co lepsze kawałki" ze świata klasyki i rozrywki.
Gdyby zgłosili się dziś do Mam Talent, to pewnie szanowne jury przyklasnęłoby tym wirtuozerskim wygłupom. Ale rzeczone igraszki zarejestrowane w 1955 roku, a wydane na początku 1956 miały kolosalne znaczenie dla ewolucji proto-elektronicznych soundów w popie. Dwa fortepiany, czelesta, dzwonki orkiestrowe i obróbka skrawaniem na etapie studia – tyle wystarczyło panom, żeby wykreować audialny krajobraz bez historycznej referencji. Tak aranżując melodie budzące skojarzenia z kabaretem, folkiem, boogie, walcem czy westernami tandem odleciał w rejony całkiem futurystyczne. Dość powiedzieć, że opener "What Is This Thing Called Love?" (Portera) oferuje COŚ W PODOBIE syntezatorowych arpeggiów Cluster z Zuckerzeit, closer "Lover" (Rodgersa) odnalazłby się w którejś z szalonych suit grupy Magma, dżunglowe pejzaże "African Echoes" przywołują TĘTNO PULSU My Life In the Bush of Ghosts, a intro "Dark Eyes" zwiastuje z dwudziestoletnim wyprzedzeniem "Little Fishes" Eno. Słuchane dziś, te wprawki są świadectwem nurkowania w nieznane i ta czysta "ciekawość faktur" udowadnia, jak wiele mogą zmienić brzmieniowe operacje na jakimkolwiek materiale muzycznym.
highlight
(2016)