HOLLY HERNDON

 

Platform (2015)

Ruch tzw. "neofuturystów" był na ustach większości kronikarzy i "badaczy zjawisk" elektroniki w ubiegłym roku. Mimowolny duch hiperbolizacji wydaje się zrozumiały, w końcu postęp technologiczny piechotą do lata nie chodzi, a jako się rzekło "na dziś dzień, w 2017 roku" wypadałoby jakoś odnaleźć się w zeitgeiście, zaś "uwspółcześnione" retro nie jest przecież czymś, czym pochwalilibyśmy się dzieciom. Niemniej zachwyty nad singularnością i bez(prece)dance'ową naturą wytworów takich laboratorystów jak Arca, Elysia Crampton, Rabit, Lotic, Amnesia Scanner, M.E.S.H., OPN czy właśnie Holly Herndon wydają się dość jednowymiarowe, co jak na talerzu wyłożył niedawno "nie kto inny" (Szpakowski) jak sam Reynolds. Albowiem bezkształtny, zmutowany transhumanizm tej "konceptroniki", tego "undance'u" można odczytać jako zaledwie post-wirtualny, przeintelektualizowany przypis do klasycznej fazy IDM-u. "Zastępca dowódcy wyprawy słusznie zauważył" (A'Tomek), że oryginalny classic IDM był znacznie częściej wprost melodyczny, nawet nie tyle "melodyjny", co przemawiał środkami melodycznymi w służbie cyfryzacji przeformułowanej rzeczywistości. Przykład z Ovalem jest tu znamienny: zaiste, nie była to muzyka tylko i wyłącznie "do rozumienia", "do czytania", jak lwia część XXI-wiecznej Warszawskiej Jesionki. Sporo dzieł RDJ, Autechre czy choćby wspomnianego Poppa dało się POCZUĆ ciałem, miało zdekonstruowany funk w biodrach i rozkosz w pistacjowych współbrzmieniach ("chęć w lędźwiach, smak w pleśniach").

Wobec powyższego Platform to jak dotąd najmocniejszy dowód na to, że cały ten nowy futuryzm to coś więcej niźli tylko wyabstrahowany obieg zamknięty, zdezynfekowany nośnik post-genderowych ideologii pod pozorem przewrotu estetycznego. Na szczęście Holly jako poster-girl dla społeczności i środowiska programistów skupionego wokół Abletona Live, który to soft swoją nowoczesną architekturą wedle ekspertów "zrewolucjonizował myślenie o procesie twórczym, będąc programem do rejestrowania muzyki, który jest jednocześnie instrumentem, na którym można improwizować na żywo i zapisywać to w formie zupełniej nowej kompozycji" (pozdro Sztu), zadziwiająco chętnie sięga po rozwiązania, które nawet ja bez odpowiedniego zaplecza potrafię jakoś zidentyfikować i sklasyfikować, a to już świadczy o pewnym stopniu przyswajalności. Dość powiedzieć, że jej tricki budzą skojarzenia z dokonaniami sprzed dekady takich artystów jak Ellen Allien, Dorine Muraille albo Knife. Here's hoping, żę dzięki nici łączącej eksperymenty z próbówki oraz wrażliwość człowieka epoki kamienia łupanego neofuturyzm stanie się niebawem czymś więcej, niż - cytując urywek sławnego monologu Janusza Hetmana - "warsztaty które są OK, konkurs nasz który jest taki sobie, ale JEST WAŻNY…".
(Porcys, 2016)