INC.

 

3 (EP) (2011, post-pop) !6.8

"Heart Crimes" owszem zabija, ale pozostałe dwa każą mi czekać na rozwój akcji.

"5 Days"
To nie tylko najpiękniejsza moim zdaniem piosenka minionego roku, ale chyba najpiękniejsza premierowa piosenka, z jaką obcowałem od dziesięciu lat. Muzyki mogę sobie słuchać dla poszerzania horyzontów, dla rozwoju, z ciekawości, męczyć się, trudzić – a potem przychodzą bracia Aged, serwują czyste piękno i jest po prostu po-za-mia-ta-ne. To jest taki utwór, którzy przypomina mi swoją atmosferą intymną rozmowę na trudne tematy dwojga bliskich osób, siedzących, powiedzmy, na balkonie w letni wieczór. On mówi: "wiesz, chciałbym ci o czymś opowiedzieć, ale nie wiem, czy chciałabyś tego słuchać". Po chwili milczenia ona odpowiada: "jasne, chętnie posłucham, mów". Na co on bierze parę oddechów i wygłasza spokojnym tonem pozornie dzieciną formułkę: "albo wiesz co... już nieważne". Następuje długie, niezwykle "ciężkie gatunkowo" milczenie. Ostatnie pół minuty "5 Days" jest tym milczeniem.
(T-Mobile Music, 2012)

As Light As Light (2016)

"Watch This Dream"
jestem urzeczony tym, jak inc. z gracją łączą tu 3 osobne światy muzyczne: neo soul (quasi-cytat z Black Messiah w mostku), ejtisowy sophisti-pop Prefab Sprout (refren) i depresyjne, slowcore'owe wibracje Kozelka na Ocean Beach. wszystko lekko i płynnie.
(2016)

Chociaż bieżące, wiecznie PRZEMIANOWYWANE wcielenie projektu braci Aged to nominalnie "białe" ujęcie r&b, w istocie akcenty rozłożone są nieco inaczej. Mimo że mostek "Watch This Dream", niekwestionowanego highlightu z As Light As Light, to wprost bezczelna MIMIKRA D'Angelo z Black Messiah, ostatecznie ich ambient soul emanuje innym rodzajem ciepła. Tym razem Andrew i Daniel zapożyczają od wykwintnych indie balladzistów (Low, YLT, RHP) uśpioną potęgę małych gestów, które znaczą dużo. I podobnie jak w klasycznym już singlu "5 Days" z poprzednika dzielą z Junior Boys zamiłowanie do pozornie wycofanych refrenów, które w istocie są niczym podskórna zadra, niby ślad po emocjonalnym poparzeniu, które nie daje spokoju mimo zagojenia. Gdy czytam porównania muzyki tak intymnej, subtelnej, operującej w skali mikro do "klubokawiarni" (czyli btw terminu rodem z późnych lat 90.), to myślę sobie, że ktoś albo dawno nie był na mieście, albo pomylił Inc. z sofomorem AlunaGeorge. A zresztą, NIECH TAM, śmiało, nazwijmy tę piosenkę "muzakiem dla kawiarni", bo jeśli bywalcy Costa Coffee faktycznie mają zamawiać u baristy Espresso macchiato przy quasi-samobójczym odrętwieniu "Watch This Dream", to nie będę narzekał.
(2016)

Teen Inc: "Fountains"
No Patryk pisał, że ten projekt to jest czysty Porcys. Pan Porcys znowu nam tu zapodaje super rzeczy. Ach ten pan Porcys. Ale Pan Porcys ma inicjały WS i dzięki panu Porcysowi odzyskaliśmy na Porcys PODJARKĘ nową muzyką, bo Pan Porcys odkrył jako pierwszy Bundicka i kilku innych post-Arielowych świrów. Czy Teen Inc. to coś, z czego odkrycia Pan Porcys będzie w przyszłości dumny? Tak, i to chyba w niedalekiej. Dajcie nam LP na poziomie dwóch wałków z Myspace i kanonizujemy z miejsca. W "Fountains" akurat wizja Lansing-Dreiden na wspólnym kwasie z Kennym Gilmore'm – tak rozegraliby swoją karierę Tigercity, gdyby mieli artystyczne aspiracje. Zaś "Friend Of The Night", pamiętamy. Tam z kolei Pinkowo-Ferry'owy new-lo-fi-pop przedzielony mostkiem wyjętym z "Phase Dance" Metheny'ego. I znowu Los Angeles. Czy mówiliśmy już, że to niekwestionowana stolica muzyki? Bo nie chodzi o chillwave. Chillwave SRYLŁEJW, zaiste. Nie chodzi o SRYPNAGOGIC, SRO-FI, TECHNISROLOR i SRAUNTOLOGIĘ, kasety magnetofonowe, nostalgię za 80s i wspomnienia z dzieciństwa. Chodzi o songwriting, ziomy.
(Porcys, 2010)