JANET JACKSON
INTRO
Jej słynne "sex jams" należą do elity w obrębie tego formatu, odważnie wyemancypowane, społecznie zaangażowane i polityzujące teksty utorowały drogę niejednej gwiazdeczce pop, a obsługujący sferę produkcyjną, etatowy, złotoręki duet Harris/Lewis nie tylko aktywnie współtworzył kolejne epoki w r&b (post-prince'owski New Jack Swing, sophisti-quiet-storm, neo-soul, nawet ślady trip-hopu czy French Touch), ale i zaskakiwał kreatywnym użyciem niecodziennych w tej stylistyce sampli/interpolacji/zapożyczeń, czerpiąc np. z Joni Mitchell, Mike'a Oldfielda, Philipa Glassa czy Erika Satie. Ikona.
Janet Jackson (1982)
Niedoceniany debiut zapatrzony w starszego brata ✂ "The Magic Is Working", "You'll Never Find (A Love Like Mine)"
Dream Street (1984)
Nieco miałka zadyszka ✂ "If It Takes All Night"
Control (1986)
Kwintesencja ejtisowego podejścia do majstrowania gruwiastych, funkowych, podszytych "czarną" pulsacją, tanecznych hitów. To nic, że kawałek tytułowy ma prawie sześć minut, a całość kończą dwie kameralne, wzruszające ballady. Za chwytliwość "You Can Be Mine" i "He Doesn't Know I'm Alive" (dwóch z dziewięciu tu tracków, które nie były singlami) wielu wykonawców dałoby się pokroić. Jimmy Jam i Terry Lewis u szczytu producenckich sił.
(Era Music Garden, 2011)
"The Pleasure Principle"
Wykorzystam ten blurbik do podjęcia raz jeszcze próby objaśnienia kryteriów, którymi kierowałem się przy ułożeniu tego zestawienia. W sumie może warto, bo kilka osób (w tym rodzona matka) już się dopytywało – dlaczego nie ma na razie nic od Michaela Jacksona, The Police, Fleetwood Mac, Cocteau Twins czy Scritti Politti. A więc od moich ukochanych artystów. Otóż z pozoru wygląda to paradoksalnie, ale nie umieściłem żadnych piosenek od wyżej wymienionych w top 200 *repeatów* z prostego powodu – nie *repeatuję* ich pojedynczych tracków, nie postrzegam żadnego z ich tracków "osobno" nawet jeśli były przebojami. Dla mnie są częścią wspaniałych albumów, z których pochodzą. Nigdy nie mam tak, że siadam na kanapie i myślę sobie – aaale bym teraz posłuchał "Human Nature", "King of Pain", "Little Lies", "Sugar Hiccup" czy "Boom! There She Was". Bo jak mam na nie ochotę, to słucham już w całości longplaya. Natomiast nie ma też takiej reguły, że ze wspaniałej w moim przekonaniu płyty nie mogę "katować" jakiegoś wybranego numeru.
Czasem tak się też dzieje – to sprawy intuicyjne, organizm cośtam dyktuje, odruch wyprzedza logikę. I właśnie "Pleasure Principle" Janet to jest ten KEJS. Mimo iż wielbię Control i często wracam doń "od deski do deski", to niezależnie "Pleasure Principle" w mojej głowie żyje swoim życiem i zdarzało mi się go ZARZYNAĆ w kompletnym oderwaniu od źródłowego DŁUGOGRAJA. Dlaczego? "Bo woda kapie z niego". W ogóle ciekawy zbieg okoliczności ("przypadek? nie sądzę"), bo dopiero niedawno zauważyłem, że to jedyne nagranie z Control, którego nie skomponował i nie wyprodukował tandem Jam/Lewis. Więc kto? Wspominany tu już przy Alexandrze O'Nealu podopieczny Prince'a i klawiszowiec grupy The Time – Monte Moir. Jak widać – cichy bohater mainstreamowego contempo-r&b. Jego pointylistyczne wycieczki pulsującego synth-basu i migająca FEERIA BARW klawiszy prowokują do fantazji o tym, że w równoległym świecie etykietka "microhouse" zafunkcjonowała o wiele wcześniej, do scharakteryzowania tego typu dance-popowej sinfonietty.
(2019)
Janet Jackson's Rhythm Nation 1814 (1989)
Niby przekombinowany koncept, niby niepotrzebne interludia, ale "na koniec dnia" i tak w chuuuuj błogich jointów ✂ "Livin' In a World (They Didn't Make)", "Someday Is Tonight", "Come Back to Me", "State of the World", "Alright"
janet. (1993)
Jej najbardziej przeceniana kolekcja, wciąż highlighty koszą ✂ "Any Time, Any Place", "That's the Way Love Goes"
The Velvet Rope (1997)
Długo można by rozprawiać na temat dyskografii tej pani, ale zauważyłem, że zdecydowanie zbyt rzadko docenia się ten wychillowany, ciepły i zaskakująco dojrzały album – pierwszy, który JJ wydała po trzydziestce. Tekstowo podjęła tu ona nieraz całkiem niebłahe kwestie, choć zawsze z nieodparcie zmysłowym wdziękiem. Zaś muzycznie to jej trzy grosze w temacie neo-soulu, trip-hopu i zrelaksowanego, elektronicznego r&b (podkłady oczywiście autorstwa etatowych producentów wokalistki, czyli duetu Jimmy Jam i Terry Lewis). W 1997 i 1998 roku Janet zdominowała MTV serią wybornych singli i równie zjawiskowych teledysków. Słusznie. Jak to możliwe, że okraszony beztrosko seksownym klipem (ach ten zniewalający uśmiech wokalistki, który – jak ktoś to określił – potrafiłby roztopić lodowiec) "Go Deep", mimo wielu rozmieszczonych w panoramie planów brzmieniowych (od szurająco-dzwoniących perkusjonaliów, przez natłok ścieżek instrumentalnych, aż po dyskretnie wplecione odgłosy rozmów i spontaniczne oklaski), i tak skutecznie prowokuje dziewczęta do kręcenia biodrami na imprezie? Urzeka mnie – purystycznie przecież nastawionego wielbiciela Joni Mitchell – smak, z jakim wsamplowano zaśpiew Kanadyjki z "Big Yellow Taxi" w roli refrenu w "Got 'til It's Gone" (wbrew informacjom z wkładki, bit do tego numeru skleili wyjątkowo J Dilla, Q-Tip i Ali Shaheed Muhammad – czyli kolektyw The Ummah). Łatwo zauważyć w tym kawałku chemię przy mikrofonie między gospodynią i gościnnie nawijającym Q-Tipem – od pierwszej sekundy wiadomo, że para czuje się ze sobą komfortowo. Nic dziwnego, skoro poznali się jeszcze w 1993 roku – to przykład prawdziwie niewymuszonej współpracy. Skoczny, przesycony pozytywną energią pomimo (a może właśnie z powodu?) poważnego tekstu "Together Again" oraz intymne ballady "I Get Lonely" i "Every Time" też wabiły i wciąż wabią. Co nie znaczy, że reszta tracków odstaje. A skąd – weźmy choćby skrzypcowe fanaberie Vanessy Mae na tle fortepianowego sampla z Mike'a Oldfielda w utworze tytułowym, reichowski wstęp na marimbafonach w "Empty", ukłon w stronę starszego brata w agresywnym chorusie "What About", karmelową słodycz "My Need"...
(T-Mobile Music, 2012)
powoli zabierając się do podsumowania roku, doszedłem do wniosku, że z mojej perspektywy najważniejszym albumem dla 2017 w muzyce był The Velvet Rope. tak na oko z połowa mojego topu płyt i tracków jakoś się zeń wywodzi. co akurat ładnie KONWENIUJE, bo 2 miesiące temu szósty LP Janet skończył 20 lat.
(2017)
All for You (2001)
Z cyklu Jacek Fudała przedstawia, z cyklu "David Beckham? ruchałabym", anty-klasyk epoki wejścia "nowych mediów" ✂ "Someone to Call My Lover", "All For You", "Doesn't Really Matter"
Damita Jo (2004)
Zbędna płyta o seksie, pt. 1 ✂ ""All Nite (Don't Stop)"
20 Y.O. (2006)
Zbędna płyta o seksie, pt. 2 ✂ "Take Care"
Discipline (2008)
Zmiana labela, pt. 1 ✂ "Rock With U"
Unbreakable (2015)
Zmiana labela, pt. 2. Skoro 49-letnia wokalistka powraca albumem dziarsko zatytułowanym Unbreakable, to zapewne bardzo chce odwrócić uwagę od tego, że się starzeje i rozpada. Jej nowy materiał raczej po mnie spływa - to przeważnie zaledwie miła muzyka tła skrojona według dawno zgranych przepisów, bezpieczne okolice środka skali. Aczkolwiek comeback daje okazję do odświeżenia wybornego dorobku JJ. ✂ "Broken Hearts Ritual", "No Sleep"
* * *
skoro 49-letnia wokalistka powraca albumem dziarsko zatytułowanym "Unbreakable", to zapewne bardzo chce odwrócić uwagę od tego, że się starzeje i rozpada. jej nowy materiał raczej po mnie spływa - to przeważnie zaledwie miła muzyka tła skrojona według dawno zgranych przepisów, bezpieczne okolice środka skali. aczkolwiek comeback daje okazję do odświeżenia wybornego dorobku JJ. jej słynne "sex jams" należą do elity w obrębie tego formatu, odważnie wyemancypowane, społecznie zaangażowane i polityzujące teksty utorowały drogę niejednej gwiazdeczce pop, a obsługujący sferę produkcyjną złotoręki duet Harris/Lewis nie tylko aktywnie współtworzył kolejne epoki w r&b/popie (post-prince'owski New Jack Swing, sophisti-quiet-storm, neo-soul, nawet ślady trip-hopu czy French Touch), ale i zaskakiwał kreatywnym użyciem niecodziennych w tej stylistyce sampli/interpolacji/zapożyczeń, czerpiąc np. z Joni Mitchell, Mike'a Oldfielda, Philipa Glassa czy Erika Satie. + laska "nieźle wyglądała". IKONA, w sensie.
moje top 5:
1. The Pleasure Principle
2. Go Deep
3. Livin' in a World (They Didn't Make) (co za kompozycyjny natręctwa i ruminacje w zwrotkach…)
4. Any Time, Any Place
5. Someone to Call My Lover