JESSY LANZA

 

Pull My Hair Back (2013)

Skoro 9 tracków, to 9 refleksji na szybko, bo wychodzę na SSS (SZOŁKEJS STAJNI SOBIESKI).

1. Współczuję trochę Jessy, ale musiała się liczyć z tym, że zostanie estetycznie zdominowana przez Jeremy'ego, bo facet ma tak natychmiast rozpoznawalne, unikalne, właściwe sobie patenty, że... No, wiadomo.

2. Inna całkiem podobna płyta, którą swoim melancholijnym wirusem zaraził Wielki Kanadyjczyk Polskiego Pochodzenia: Double Night Time Morgana Geista (tam on użyczył głosu do bitów, tu odwrotnie).

3. Inna niepowiązana, nieco odmienna stylistycznie, szybsza i bardziej taneczna, ale też pokrewna duchem płyta, która przychodzi na myśl: Miss Diamond to You, wyprodukowana przez Maurice'a Fultona.

4. Podobnie jak w wyżej wymienionych, kupuję u Jessy LP całościowo, ale są tu też momenty, drobne niuansiki, które mnie jakoś wybitnie przepoławiają, jak np. refren tego numeru z cyferkami w tytule. Wznosząca melodia lekko sięgająca falsetu sprawia, że "coś mnie kurwa łaskocze w serce". Czysty GRYNSZPAN, fakt.

5. Btw uwaga, "śmieszny" przerywnik.

6. Koniec przerywnika. Ej, a zobaczmy gdzie grali fragmenty Pull My Hair Back w polskim ETERZE. Hey, not bad.

7. Choć w sumie zaskakuje w tym wykazie brak Chilli Zet. Specem od PLEJEK nie jestem, ale nie trzeba tu super mózgowca, by łatwo zorientować się, że obszerne fragmenty winny śmigać na rotacji w stacji będącej "formalnym następcą" nieodżałowanej w swoim kuriozalnie miotącym post-dresiarstwie Planety.fm.

8. Jeśli się zgodzicie z tą myślą, to skonstatujcie, że album Lanzy to rzecz zdolna zachwycić tak rozmaite media, jak Porcys, >>obecne<< Screenagers, Resident Advisor i Chilli Zet. Czy to tak pospolite zjawisko? Mniej niż wam się wydaje, gwarantuję.

9. Inne wydawnictwo zdolne zachwycić wszystkie cztery środowiska punktu 8: Causers of This.
(Porcys, 2014)