JOY DIVISION

 

Unknown Pleasures (1979, post-punk)

Kiedyś kolega w luźnej rozmowie zagadnął mnie: "Twój ulubiony zespół, Beach Boys, przy całym szacunku dla ich talentu, był na maksa kiczowaty". Zdziwiłem się tą diagnozą i spytałem: "a co w takim razie uważasz za synonim anty-kiczu, za absolutne przeciwieństwo kiczu?". Po krótkim zastanowieniu mój rozmówca odparł: "Joy Division". W naszej kulturze "kicz" oznacza najczęściej przerost formy nad treścią pociągnięty do punktu, w którym przekaz przeradza się w absurd, groteskę, komedię. Albo rażące niedostosowanie formy do wyrażanej treści, dysproporcję między "niskim" i "wysokim". Gdy przywołam w myślach natchniony niski głos oznajmiający w doorsowskiej manierze "she's lost control agaaaaain", mam dokładnie takie wrażenie.
(Offensywa, 2008)

highlight – https://www.youtube.com/watch?v=juD4ayBbHdY (evocative moment: od 1:09, "od Gis, od gitary" – cięty "w poprzek", riff wiosła i jego relacja z partią basu czyli genialna "kolizja" motywiczna, która w kilka sekund zaprognozowała nie tylko Interpol, ale zwłaszcza Les Savy Fav i Adult.)
(2018)

Closer (1980, post-punk)

Druga i ostatnia zarazem płyta Joy Division jest tak naprawdę teatrem jednego aktora, Iana Curtisa. Lider grupy, który odebrał sobie życie jeszcze przed premierą Closer, wciąga nas tu w hipnotyczny obrzęd, tylko jemu wprawdzie w pełni zrozumiały, ale fascynujący każdego, kto wsłucha się uważnie w teksty artysty. Śpiewane timbre przypominającym głos Jima Morrisona, ale z typową dla nowofalowców zimną manierą, stanowiły rozrachunek Curtisa z podążającym ku degradacji światem, były świadectwem jego alienacji i strachu. Szczerość i charyzma wokalisty dopełniały się znakomicie z oprawą muzyczną tych zwierzeń. Minimalistyczne aranżacje i mechaniczne rytmy, redukujące poszczególne kompozycje do wciąż powtarzanych motywów, potęgowały wszechobecny na Closer egzystencjalny posmak. Płyta jest całością, tworem jednorodnym, jednak trudno zapomnieć o takich piosenkach, jak "Isolation", "A Means To An End" czy "Twenty Four Hours". Trudno też przecenić wpływ Joy Division na niezależny rock dwóch następnych dekad. 
(Tylko Rock, 2002) 

(W "Colony" basista najwyraźniej nie wie co grać i to jest właśnie moment czystego geniuszu.)