KID BALTAN AND TOM DISSEVELT

 

The Fascinating World of Electronic Music (1959)

Dość nieuchronnie osoba Bowiego zdominowała każdy około-muzyczny czy popkulturowy dyskurs w 2016 roku. Niczym po śmierci Cobaina, publikacje prześcigały i wciąż prześcigają się (a przed nami jeszcze podsumowania roczne) w wynajdywaniu każdej ciekawostki przezeń pobłogosławionej, typu ulubione książki, filmy, obrazy, potrawy etc. Okazuje się, że kilkanaście lat temu Jones wśród 25 ulubionych winyli życia wskazał ten oto materiał autorstwa połączonych (a czasem rozłącznych) sił dwu holenderskich kompozytorów i teoretyków proto-elektroniki: Dicka Raaymakersa i Thomasa Dissevelta. I dobrze się stało, bo świat potrzebował tego mini-hajpu. Czego się po tej półgodzinnej trackliście spodziewać? OK, zsumujcie wszystko, co do tej pory przeczytaliście w tym cyklu o muzyce elektronicznej z lat 50. Panowie robili to wszystko naraz, a nawet jeszcze więcej – i to zwykle w obrębie jednego kawałka. Przewaga duetu nad konkurencją polega jednak na tym, że laboratoryjne poszukiwania potrafili sprzedać w kolorowej, zrytmizowanej, chwytliwej oprawie.

W rezultacie wybiegali w daleką przyszłość pod względem potencjalnych zastosowań elektronicznych patentów w muzyce popularnej. "Song of the Second Moon" to ich hicior, wielokrotnie uwzględniany w różnych kompilacjach na temat starożytnej elektroniki. Urzeka galaktyczną, poetycką aurą rodem niby z Lema. Zaczyna się jak zagubiony b-side RH z sesji Kid A/Amnesiac, potem przepowiada "mikrotechnikę na liczydła" Cluster z Zuckerzeit, by w końcu wylądować blisko space-age-popowych coverów swojej epoki. "Syncopation" i "Whirling" reprezentują miłe dla ucha oblicze "avant-lounge'owe", gdzie barwne blipy układają się w bezpośrednio melodyjną opowieść. Pierwszy, dziś słuchany, budzi skojarzenia z solowym Roedeliusem circa Wenn Der Südwind Weht albo z tymi sławetnymi odgłosami strzelania w grze video użytymi przez Avalanches w "A Different Feeling"; ale równie dobrze mogłaby to być czołówka "Agrobiznesu" TVP1 z wczesnych lat 90. Drugi natomiast wciąga labiryntowym przebiegiem – to jakby wieloczęściowa mini-suita o smaku proto-kosmische.

Z kolei na przeciwległym biegunie leżą ocierające się o kakofonię "Intersection" i "Pianoforte", najbliższe w tym zestawie estetyce OHM i zadłużone u pionierskich wynalazków Stockhausena, Cage'a, Varese'a czy choćby wspomnianego już w tym rankingu Eimerta. Co jednak ciekawe, w "Intersection" płaty syczącej materii brzmieniowej przełożono skrawkiem cartoon-jazzowego showtune'u, a "Pianoforte" rozsadza konwencję eksperymentów z preparowanym pianem w formule chaotycznego kolażo-montażu. Jeszcze bardziej szokują jednak "Vibration" i "Mechanical Motions", "bardzo futurystyczne" konstrukcje, które bez problemu zaaklimatyzowałyby się na Tiny Reminders. Przysięgam, że gdy słyszę intro "Vibration", to myślę o Two Lone Swordsmen. I last but not least, pozostając w orbicie warpowskiej: "Drifting" ewokuje paranoiczno-błogie odrętwienie a la Boards of Canada w szczytowym okresie. Autentycznie wyczuwam tu ducha impresyjek a la "The Devil Is in the Details". Ponownie zerkam więc na datę wydania i przecieram oczy ze zdumienia. "1959 in the sunshine... 1959 in the sunshine".
highlight
(2016)