KLARA LEWIS
Too (2016)
"Hasło?". "Uppsala". "Odzew..?". Klara. Jej debiut Ett sprzed dwóch lat oferował – jak wówczas zanotowałem na boku – garść naprawdę wciągających, sfocusowanych, obiecujących soundscape'ów, czy może lepiej "seascape'ów", od tytułu jednego z tracków. Z przetworzonych strzępków nagrań terenowych rezonowała "muzyka", echa manipulowanych tonów splatały się w zalążki współbrzmień. Sofomor spełnia wszelkie moje skryte nadzieje co do rozwoju Klary jako artystki. Podobnie jak rok temu Helm na Olympic Mess (czyli rodzaju swojego Endless Summer), Szwedka w spektakularnym geście sięga po zrozumiały szerszemu odbiorcy język tonalny nie tracąc praktycznie nic z głębi i specyficznej ziarnistości samych faktur. Co więcej, nie boi się wikłać w symetryczniej zorganizowane, repetycyjne struktury, atrakcyjnie sprzedające złudzenie "instrumentalnych przed-piosenek", uwierzycie? Wytwory takie jak "Twist", "Too", "Beaming" albo "Us" to mini arcydzieła XXI-wiecznej, słuchowiskowej, "melodyjnej" elektroakustyki, o których głębi goście typu Philip Jeck, Bobby Krlic czy Tymek Hecker mogą ostatnio jedynie pomarzyć. "Techno"? Takie z niej techno jak z UMC Embargo. Nie wiem, czy LP3 będzie nazwane po szwedzku, czy po angielsku, ale nie zdziwiłbym się, gdyby następnym krokiem tej wschodzącej gwiazdy Mego było coś w podobie jej Venice – i jak się domyślacie, nie miałbym nic przeciwko.
(2016)