KNIFE
Deep Cuts (2003, electro-pop) 5.4
Nadzwyczajny singiel współdefiniujący dekadę i masa sztuczek produkcyjnych porywających bezczelną prostotą, lecz niekoniecznie tyle samo dobrych piosenek.
"Heartbeats"
Z całego tego zamieszania wokół ponownego odkrywania potęgi new romantic, synth-popu i electro-popu, z całego 80s-revival, z całego deklarowania delektowania się kiczem – imho ten track jest najlepszy i to on zostanie w annałach muzrywki. Padały porównania do Human League, Depeche Mode i innych reprezentantów wiadomego nurtu, lecz jak w większości przypadków, powód takiego stanu rzeczy to właściwości piosenki samej na swoich prawach – wyobrażam ją sobie w *jakiejkolwiek* aranżacji, z *jakąkolwiek* dawką bpm, w *którejkolwiek* epoce. Mogłaby ją wykonać jazzowa solistka z towarzyszeniem fortepianu albo laski z girl groups 60s albo prog-wirtuozi 70s albo Sex Pistols albo grunge'owcy albo brit-popowcy i nadal iskrzyłaby zawzięcie. Ostatecznie postronni obserwatorzy wspominają o "słuchaniu lat osiemdziesiątych". Mój największy grower ostatniego półrocza, "Heartbeats" zabija mechaniczną narracją w midtempie i grubą, wielowarstwową teksturą syntezatorów. Szwedzkie rodzeństwo Karin i Olof Dreijer na tych parę chwil zamienia się w równo naoliwione roboty. Cóż, jak w każdym technicznym studium perfekcji, rozpoznajemy mnogość okras, rodzynków... Ale wiecie, nie oszukujmy się, głównie chodzi tu o masywny, uderzający w głowę bardzo mocno hook refrenu. Kanon popularki na lekkości.
(Porcys, 2005)
Silent Shout (2006, techno/pop) 7.3
Z serii "kto by się spodziewał?", zwłaszcza po pierwszych przesłuchaniach tuż po premierze. Że niby szwedzkie rodzeństwo od "Heartbeats" zgarnia nagle tyle ciepłych słów od cynicznych blogerów tego świata? How? Ale ta cholernie mroczna, gotycka wręcz kaskada odpychająco odhumanizowanych syntezatorów i często zdeformowany, wampiryczny głos "siostry" naprawdę brzmiały jak nic innego do tej pory. Kilka momentów (na przykład wejście wokalu w "Neverland" czy stopniowe narastanie bitu w "We Share Our Mother's Health") należy do "najchorszych" zjawisk w ogóle napotkanych w popie. I chociaż "strona B" odstaje, bo paradoksalnie oni nadal nie kładą głównego nacisku na hooki, to atmosfera bywa aż nadto gęsta. Nawet toporna parodia poezji śpiewanej spod znaku Katarzyny Groniec ("Marble House") budzi przestrach. Jedno z kluczowych wydawnictw koniecznych do zrozumienia post-milenijnego krajobrazu kulturowego z netem w centralnej roli.
Tomorrow, In a Year (2010, electronic)
Nie no sorry, ale jakoś nie zdołałem się przekonać do wysłuchania dwupłytowej OPERY autorstwa Dreijerów.