LAND OF TALK
Applause Cheer Boo Hiss (2006, indie rock) 7.7
Mam bardzo emocjonalny stosunek do tego mini-albumu, którym Kanadyjczycy najpierw zaprezentowali się światu. W 2007 roku zrobiłem sobie nawet koszulkę z nazwą zespołu! Szkoda, że cały ten impet rozszedł się po kościach podobnie jak w przypadku oczywistych poprzedników z Pretty Girls Make Graves. Ale nadal gdy włączam "Speak To Me Bones", "Breaxxxbaxxx" czy "All My Friends" to uginam się pod ogromem tych refrenów. Podziwiam w nich kraksę wrażliwości a la "serce na talerzu" z punkową energią. I to seplenienie Elizabeth Powell...
(T-Mobile Music, 2011)
Pasja, żar, poświęcenie i wzruszenie bez cienia emo-ciotostwa – oto recepta na idealną gitarową zawieruchę. Kulejąca, daremna indie-rockowa scena amerykańska powinna paść na kolana przed tym kanadyjskim (znowu!) triem. Jak mawia kolega – "tylko twoja matka była lepsza w 2007" i ma rację. Bo w stricte "rockowych" ramach nie widzę konkurencji na dziś. Sam opener "Speak To The Bones" wystarczy aby ich pokochać z głębi serca. Good Health w wersji minimalnie mniej oszałamiającej.
Najlepszy utwór: "All My Friends" – stawiam to do walki z mizernym LCD Soundsystem i wygrywam przez nokaut. "Fucking arouuund / Pretending there's a problem" – jak Elizabeth to sepleni ("r" wymawia jak "ł"), to aż chciałbym się do niej przytulić, bez podtekstów (jak niegdyś do Zollo). Braterstwo czuję z takimi piosenkami, zdrowie bym oddał dla nich. Słucham pół dnia na repeacie i nie zauważam że się nie zmienia track. Boskie. Potrafię tak długo się ślinić. Ok, skończę.
(Offensywa, 2008)
♫ Some Are Lakes (2008, indie rock) !6.7
Starzeją się z godnością – na drugiej płycie grają wolniej, ale wciąż piekielnie kombinują. Jakieś nony wstawiają, nony w muzyce około-punkowej!
(Offensywa, 2009)