LARS HORNTVETH

 

Kaleidoscopic (2009)

Gdybym miał wskazać jedną pozycję z całego tego rodzinnego klanu Larsów, Martinów, Line i innych krewnych i znajomych Jaga Jazzist, to wybrałbym ten ponad półgodzinny utwór przygotowany przez Norwega w kooperacji z Łotewską Narodową Orkiestrą Symfoniczną. We wstępie wydrukowanym we wkładce niejaki John Szwed (cóż, motyw bałtycki unosi się nad "Kaleidoscopic" niczym gęsta mgła) wpisuje dziełko Horntvetha w kontekst wielkiej muzyki filmowej Waxmana, Herrmanna i Morricone. Poza ilustracyjnością podkreśla też genialny zmysł melodyczny Larsa i jego umiejętność wyciskania maksimum z każdego instrumentu. Zgadzam się i dopowiem, że umiejętnie domiksowano do orkiestry warstwę elektroniczną, a z rzeczy, które znam, słyszę tu echa Debussy'ego, Rachmaninowa czy ambitniejszych prób Metheny'ego i Maysa (lokata 99. pasuje jak najbardziej). Ponadto uwielbiam sytuacje, w których dwudziestodziewięcioletni członek post-rockowej formacji porywa się znienacka na formę symfoniczną. To jest to.
(T-Mobile Music, 2011)