LES SAVY FAV
The Cat and the Cobra (1999)
Tim Harrington i koledzy stali się pupilkami opiniotwórczych niezależnych mediów na początku lat dwutysięcznych, a szersze rozeznanie w świecie mainstreamu zdobyli przez chwilę dopiero dzięki płycie "Let's Stay Friends" z 2007 roku. Ale nie wolno zapominać o ich skromnym dorobku z lat dziewięćdziesiątych. Wprawdzie z debiutu "3/5" pamiętam głównie wymawianą z francuska nazwę zespołu i okładkę z posklejanymi fragmentami twarzy członków zespołu (u nas coś zbliżonego zrobił Hey na obwolucie "?"). Ale już "The Cat and the Cobra" to longplay pełną gębą, pełen dżokerów w art-punkowej talii. Jakie to dżokery? Wybuchowy bas "We've Got Boxes", desperackie skandowanie w "Who Rocks the Party", niepozornie chore harmonie między gitarami, basem i wokalem w "Dishonest Don, Pt. II", wyliczankowa melodyjka "call me when you want it..." w "The End" oraz oczywiście ukryta na końcu koncertowa wersja "Our Coastal Hymn", ze sławną zapowiedzią: "we don't know much about art, but we know what we like". Na przecięciu post-hardcore'owych asymetrii i pierwotnej energii punka, LSF łoją tu jak maniacy. I takich ich zapamiętajmy.
(T-Mobile Music, 2012)
Rome (EP) (2000)
Wychodzi na to, że to moja ulubiona epka dekady i powód zawsze jest ten sam. Mamy pięć kawałków i każdy z nich w sumie kandydowałby do miana najlepszego w katalogu zespołu. To jest taka sytuacja, że każde cięcie gitary, każde uderzenie bębnów, każda wykrzyczana linijka są śmiertelne. Jeśli o McLusky pisałem, że zdradza ich muzyczna inteligencja, to LSF są przypuszczalnie najbardziej inteligentną muzycznie ekipą punkową w annałach. Z tym, że jakimś cudem ich punk pozostaje punkiem, mimo inkorporacji wielu łagodzących i wzbogacających materię pierwiastków – w końcu takie "Asleepers Union" to wręcz ballada. Ale "Asleepers Union" to ballada PUNKOWA i nie umiem tego wytłumaczyć. To nie jest – jak chcieliby niektórzy – emo, indie, art-rock, post-punk. To jest czystej wody punk – każdy z pięciu songów, niezależnie czy szybszy, wolniejszy, liryczny czy agresywny – zionie taką rebelią, że ojcowie chrzestni "punka 1977" byliby urzeczeni. Tim Harrington ma coś takiego w głosie (i w tekstach), że jego krytyka systemu i człowieka funkcjonującego w tym systemie każe stanąć na baczność i MYŚLEĆ, a nie cynicznie parsknąć śmiechem i wrócić do konsumpcji. Jestem apolityczny i nie wyobrażam sobie wstąpienia do jakiejś partii, nie wspominając o organizacjach walczących czy bojówkach – ale jeśli ktoś zdołałby mnie skutecznie zaagitować, to pewnie właśnie Harrington. Mówię tu o wibracjach, ale to wszystko jest w muzyce – ofensywny, acz zacinający się groove "I.C. Timer", kultowa polifonia gitary z basem w "In these Woods" (1:09), wykrzyczane z desperacją hasło "Hide Me From Next February", marszowe przecinki gitary w "Rome"... Geniusz LSF polega na tym, że możecie próbować grać jak Les Savy Fav, naśladować ich ruchy, a i tak skończycie na alternatywie, na niezależnym pop-rocku. Wyważenie odpowiednich proporcji (surowość vs. przejrzystość miksu i zaraźliwość melodii) i Tim na mikrofonie – tego nie da się podrobić.
(T-Mobile Music, 2011)
Go Forth (2001)
To najlepsza odpowiedź na pytanie skąd u mnie w ostatnich latach niechęć do gitarowego wygrzewu. Ano stąd, że jakoś nie widzę tak inteligentnych, bezkompromisowych i uzdolnionych kapel jak załoga Tima Harringtona. Porównajcie "Tragic Monsters", "Adopduction", "Daily Dares" czy "No Sleeves" z tym, co oferowała ostatnio scena post-punkowa bądź post-hardcore'owa. Mam nadzieję, że różnicę widać gołym okiem...
(T-Mobile Music, 2011)
Influenced by x 5:
💿Television: Marquee Moon
💿Gang of Four: Solid Gold
💿U2: War
💿Fugazi: Red Medicine
💿Brainiac: Hissing Prigs in Static Couture
Influence on x 10:
💿Radio 4: Gotham!
💿McLusky: Do Dallas
💿Panthers: Let's Get Serious (EP)
💿S-Process: Mnml
💿Controller.Controller: History (EP)
💿Bloc Party: s/t (EP)
💿The Car Is on Fire: s/t
💿Disco Drive: What's Wrong With You, People?
💿Muchy: "Wyścigi"
💿Savages: Silence Yourself
(2021)
Inches (2004)
Brednia, że to definitywne osiągnięcie w katalogu kapeli. Inches nie niosło dokładnie ani dzikiego stężenia energii Cobra, ani precyzji materiałowej Rome, ani prekursorskiego futuryzmu Go Forth. (Ok: jest lepsze od 3/5.) A nadal zgodnie z punkową misją katowałem regularnie. Bo ci kolesie = figury pomnikowe. Fani są zaskoczeni gdy widzą wreszcie oblicze Tima ("Carpe Diem"!) na zdjęciu, clipie, czy występie. To on wrzeszczał "Rally up my friends, and stand by my bedside!", serio? W ekskluzywnym poczcie wynalazczych wieślarzy globu, Seth potrafi hipnotyzować serią minimalistycznych repetytywnych riffów (lekcja efektywnej oszczędności w "Hold On To Your Genre"), w skrajnych odmianach wręcz na pojedynczej nucie (check słynna już anty-solówka od 0:44 w "Reprobates Resume"), miażdżyć rzezią delayowej surowicy (multi-warstwowe partie w "The Sweat Descends") tudzież wycinać kanciaste płaty, ostre drzazgi, druty i szpile (choćby galeria zgrzytów "We'll Make A Lover Of You", no comments). Sekcja przypomina inteligentne roboty z sercem: błyskotliwe linie Butlera przecierają dla kompozycji ekscytujące szlaki (funk z "One Way Widow"!), a bity Haynesa kręcą mechaniczną dynamiką. I tę szaloną pasję widać na rejestracjach live: bonus DVD uchwycił legendarną pozę koncertową LSF. Noo, żeby to zobaczyć trzeba posiadać unikatową, podwójną, limitowaną wersję. Aha, moja dziewczyna porysowała (specjalistka zresztą) dysk podstawowy, przez co zamiast oryginalnego tracku 6 mam remix Autechre. To dopiero niezal!
(Porcys, 2004)
K O C H A M ten zespół z etapu 97-04 💚
Moje top 10 utworów:
1. Who Rocks the Party
2. Adopduction
3. In These Woods
4. Tragic Monsters
5. Our Coastal Hymn
6. We've Got Boxes
7. I.C. Timer
8. The Sweat Descends
9. Crawling Can Be Beautiful
10. Dishonest Don, pt. II
(2021)