LIL' LOUIS & THE WORLD
Journey with the Lonely (1992)
Gdzieś na rubieżach internetu spotkałem się z opinią, że drugi longplay Louisa Simsa z 1992 roku miażdży całą dzisiejszą taneczną elektronikę klasą produkcyjną, bo wtedy na house były ogromne budżety. A obecnie domowe, laptopowe starania pod względem rozmachu aranżacyjno-brzmieniowego nijak mają się do tego krążka, wydanego przecie dla wytwórni Epic, należącej do koncernu Sony. To prawda, dziś pupilków Resident Advisora zwyczajnie nie stać na równie drogie konsolety, na tyle żywych instrumentów, na tak wypasione wokalistki. "Journey..." skupia jak w soczewce inspiracje cieplejszej odmiany chicagowskiego house'u – czyli miękki disco-funk Earth, Wind & Fire ("Funny How U Luv"), sophisti-pop Sade ("Thief") czy smooth-jazz ("Dancing In My Sleep"). Kiedy LL nadaje im sznyt ewidentnie parkietowy, natychmiast ma cały świat u stóp, jak w hiciarskim "You're My Reason". Jest też moment pionierski: "Do You Luv Me" antycypuje zestaw fusionopodobnych środków stosowanych już niebawem przez Goldiego (klawiszowe tła, trąbka na pogłosie i żeński wokal), ale miast w międzygwiezdne ekskursje, celuje tu Louis w wilgotną, parną zmysłowość. Sprawdźcie jak 20 lat temu brzęczały w studiu tysiące dolców.
(T-Mobile Music, 2012)