MADVILLAIN

 

Madvillainy (2004, hip hop) 7.6

Najbardziej spektakularna "kolaboracja" dekady w rapowym undergroundzie. Doom i Madlib wymiatali wielokrotnie i pod wieloma pseudonimami, ale zgodnie uznano, że to opus magnum w dorobku obu panów. Nigdy nie podzielałem hajpu w stu procentach, bo szukałem tu oczywistszego punktu zaczepienia. Gdzie są pełnokrwiste, epickie hip-hopowe bangery? Co drugi track się tak zapowiada i wygasa nim zapłonie dużym ogniem. Ale to właśnie szaleńcza metoda narracyjna, polegająca na kalejdoskopowym sprincie po urywanych, jakby niedokończonych miniaturach. Poza tym Madlib jest w stanie zsamplować cokolwiek i brzmi to cudownie, a Doom to jeden z najlepszych "offbitowych" MC w dziejach.
(T-Mobile Music, 2011)

Hip-hopowa płyta roku, kropka. Tej kolaboracji dwóch wielkich postaci alternatywnej sceny hip-hop, dysponującym licznymi ksywkami MC MF Doomem i unikatowym producentem Madlibem, oczekiwano oczywiście ze sporą uwagą. Znakomity zeszłoroczny singiel "America's Most Blunted" zapowiadał wydarzenie, ale chyba nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się, że album wymiecie tak mocarnie. Zaryzykowałbym tezę, że projekt Madvillain to kulminacja wszystkiego, co w progresywnym, niezależnym amerykańskim hip-hopie działo się ostatnimi czasy. Niewątpliwie wyborne krążki Dooma z 2003 oraz Shades Of Blue, ważne dzieło Madliba ocalające od zapomnienia stare nagrania jazzowe w hip-hopowych miksach, położyły grunt pod całą operację. Lecz tutaj panowie przeskoczyli samych siebie, prezentując fascynującą, płynną konstrukcję, sprawiającą wrażenie obcowania ze "sneak previews", a nie pełnymi wersjami kawałków. W tym szaleństwie tkwi jednak metoda: numery pozostawiają cudowny niedosyt i uzależniają jak narkotyk.

Cholernie chwytliwe, a jednocześnie skrywające głębię podkłady Madliba zapewniają interesujące słuchanie na wiele razy. Istotnie, mamy do czynienia z materiałem, którego każde następne przesłuchanie intryguje coraz bardziej i wywołuje pełniejsze doznania. Chore, choć przebojowe bity "Meat Grinder", "Curls" czy "Raid" to majstersztyki. W super formie jest też sam Doom, serwujący w charakterystycznej dla siebie, leniwej, zmęczonej manierze świetne, abstrakcyjne teksty ("One starry night / I saw the light / Heard a voice that sound like Barry White / Said 'Sho you right'"). Często wersy okraszono też szczyptą dowcipu. Jak w "Bistro", gdzie Doom żongluje wieloma pseudonimami obu artystów, powodując złudzenie wymieniania po kolei całego składu. Albo w zakończeniu "America's Most Blunted", gdzie w zabawny sposób pochwalono wpływ marihuany na kreatywność artystów. O permanentnych dissach na samego siebie nie wspominając. W finale duet kładzie na ziemię sekwencją dwóch ostatnich, nostalgicznych tracków, "Great Day Today" i "Rhinestone Cowboy". I klarownym się wtedy staje, że w 2004 przebić Madvillainy w kategorii hip hop raczej się nie da.
(Clubber.pl, 2004)