MARY O'HARA
Songs of Ireland (1958)
Moja kolekcja winyli jest jeszcze skromniejsza niż kaset, ale i w niej znalazłoby się kilka perełek, z których posiadania jestem wyjątkowo dumny. Na przykład oryginalne, amerykańskie (w labelu Tradition) wydanie (z roku 1958) tej oto kolekcji folkowych standardów irlandzkich w opracowaniu rdzennej śpiewaczki Mary O'Hary (nie mylić z Mary Margaret O'Harą - kanadyjską songwriterką od późniejszej o 30 lat płyty Miss America). Rzut oka na stricte obrazową, "przestawieniową" okładkę i od razu wrażenie, że nie mogło być już bardziej irlandzko. Na pierwszym planie rudowłosa kobieta w zielonej szacie; z tyłu rozmyte odbicie/wyobrażenie harfy, a na górze zielone tło i typografia zamykająca kompozycję. Na odwrocie zaś szczegółowe liner notes, jakich dziś już próżno szukać przy wydawnictwach fonograficznych. Dowiemy się z nich między innymi, że O'Hara śpiewa w tradycyjnym irlandzkim stylu ("po" języku "Gaelic"), paradoksalnie łącząc naiwność z wyrafinowaniem, prostotę z ornamentyką, a bezpośredniość z podtekstami. I dalej, że niemal wszystkie aranże na harfę (jedyny akompaniament tutaj) są jej autorskim dziełem, że jej działalność reprezentuje "revival" (!) harfy po długim "martwym" okresie dla tego szlachetnego instrumentu. To tylko wstęp, bo potem następuje szczegółowy opis każdego z osiemnastu nagrań (równo po 9 na stronę). Liam Clancy napracował się, zacytował liryki, poanalizował, pointerpretował. To wzruszające, że w tamtej erze muzyka też była "produktem", ale dla konsumenta oznaczało to coś zupełnie innego, niż dziś, bo i pewnie sam konsument był inny i chciał czego innego.
Czar wcale nie pryska po "nastawieniu" czarnej płyty w adapterze. Więcej: opisy niewiele znaczą przed usłyszeniem unikalnego głosiku Mary w otoczeniu poetyckich plumkań harfy. Asceza ekspresji, niewymuszony urok, humanistyczne ciepło. Banały, frazesy, FARMAZONY. Dopóki nie skonfrontujemy ich z tymi pieśniami. Ten zestaw powędrowałby o kilka dobrych oczek wyżej, gdyby materiał skomponowała sama O'Hara lub gdyby ktoś zebrał go tutaj premierowo dla niej. Choć wydała jeszcze sporo albumów z własnymi opracowaniami irlandzkich i szkockich pieśni folkowych, którymi nawet się częstowałem, to Songs of Ireland zdecydowanie pozostają jej kluczowym dokonaniem. Niebawem dziesiąta rocznica Ys i to chyba odpowiedni moment, by spytać, dlaczego Joanna Newsom po prostu "wzięła Björk" i poszła z nią dalej jak gdyby nigdy nic, a świat jej uwierzył. Ale załóżmy, że to byłaby głęboka, nieoczywista referencja. Mam oczywistszą: Newsom była, jest i będzie bezczelną kopią O'Hary. Co ciekawe bohaterka tego wpisu wciąż żyje, ma 81 lat i aktywnością zawstydza młode rozkapryszone gwiazdki: a to wydaje autobiografię, a to bierze udział w filmach dokumentalnych na swój temat, a to wreszcie daje multimedialne prezentacje o przebiegu kariery (obfitującej w takie sukcesy jak występy w Carnegie Hall, Sydney Opera House i u Eda Sullivana, czy prowadzenie własnego programu telewizyjnego w BBC). "A gdyby tutaj nagle" (Miś) ktoś zrobił jej nową płytę, na zasadzie comebacku po latach a la Loretta Lynn czy Vashti Bunyan dekadę temu alb ostatnio Linda Perhacs? Nie obraziłbym się.
highlight
(ciekawostka: Passion Pit samplowali to w swoim "Sleepyhead")
(2016)