MICROEXPRESSIONS

 

Deep Snow (EP) (2010, indie rock)

A nikt nie wychwycił Black Dice circa Beaches w intro "Great Haze"? Więcej może za miesiąc.

Microexpressions live, well, they don't sound like an "indie" band at all. They resemble Yes, share something with Dungen, and one new song was reminiscent of Spirit They're Gone (think "April"). They totally have a prog background, which makes it all the more awesome. For now, they perform as a duo: the singer plays guitar and keys almost simultaneously; the drummer simply kills with his expressive, yet precise take on weird time signatures. Sadly, the bass comes from the laptop, so they need at least one more person on stage.
(2010)

Lie in Wait (EP) (2011, math rock)

To, co Microexpressions (do niedawna jeszcze duet) z Jeleniej Góry, grali na swoich upublicznianych przez internet EP-kach do roku 2009 można było określić jako epicko zakrojony, klimatyczny emo-post-rock z ciągotami instrumentalno-ilustracyjnymi,  Ale w 2010 grupa przedstawiła krajowemu środowisku alternatywnemu swoje nowe oblicze – minialbum "Deep Snow", najeżony tyloma odniesieniami do nowojorskich tuzów z zeszłej dekady, co orzeźwiającymi dla ucha, zwięzłymi melodiami, zwiastował nadejście świeżej siły na rodzimej scenie indie. Z kolei kiedy chwilę później widziałem ich na żywo, to odniosłem wrażenie, iż na dobrą sprawę obcuję ze zbawcami polskiego rocka progresywnego, a nie kandydatami na kolejne Muchy, Rentona czy Hatifnats.

Tegoroczna EP-ka multiinstrumentalisto-wokalisty Michała Stambulskiego i perkusisty Szymona Szczęśniaka, ponoć wypełniona materiałem przygotowanym równolegle z "Deep Snow", potwierdza, że niełatwo zaszufladkować ich twórczość. Pierwszy track, "Man on the Wire" od początku operuje niby identycznymi środkami, co całe "Deep Snow" – podobnie zaprogramowane elektroniczne podkłady i krzykliwy, acz miękki śpiew – ale zrazu zauważamy, że ta misternie wykombinowana plątanina motywów, pół-arpeggiów i ćwierć-riffów pozbawiona jest wyrazistości i przebojowości poprzednika. Co ciekawe, ostentacyjne wypięcie się na młodych słuchaczy wygłodniałych nośnych refrenów zupełnie nie przeszkadza. Ba, powiem więcej – Microexpressions jest w tej art-rockowej, mało przystępnej formule jeszcze bardziej do twarzy, niż w indie-ciuszkach. Zamiast trzymającego wszystko za zęby riffu czy power-chorusu, na finał utworu otrzymujemy monumentalny, marszowy bit, niby wybijany przez dobosza. A to dopiero początek atrakcji.

Przez pierwsze trzy minuty "Land Can Be" do naszych uszu sączy się ambientowa lawa, aż Stambulski serwuje kolejną w swoim menu, potężną, popękaną rytmicznie pieśń, podzieloną na kilka sekwencji, z których żadna nie ogląda się za siebie. Zacinające się syntezatorowe staccatto w "Fake Miracles" przywołuje na myśl "Cut Up Piano and Xylophone" Fridge z albumu "Happiness", ale po chwili w zupełnie naturalny sposób przechodzi do mocno wybijanej kulminacji (cholernie zaraźliwe "Now it's gone! Now it's gone!"), która brzmi jakby Drivealone doczekał się swojego "Starless" (King Crimson), czyli utworu symbolicznie wieńczącego karierę, efektownie łączącego wszystkie wątki, jakie się przez nią przewijały. To skojarzenie powraca zresztą co chwila – na przykład w "All Like Comets", budującym pomost między nieokiełznaną, acz starannie zbalansowaną dynamiką "Source Tags & Codes" Trail of Dead, a lirycznym math-core'em ugładzonej bestii ekspresyjnej z niedocenianego drugiego albumu Drivealone, "Marionettes and Satellites". I zwróćmy uwagę na crescendo około 3:00 – chyba żaden inny lokalny piosenkowy skład nie odważyłby się na tak bezkompromisowe, wariackie wykończenie frazy. Z kolei wieńczące blisko półgodzinny materiał "Giant in the Forest" oferuje przestrzenne wokale na pejzażach żywcem wyjętych z płyty "Ascend" duńskiego wykonawcy Manual (rok 2002), urozmaicając je znienacka Reichowskimi repetycjami dzwonków. Ni to trip-rock, ni elektroniczny shoegaze-pop...

"Lie in Wait" to jedno z tych dzieł, które mocno wciągają i choć początkowo nie zapamiętujemy z nich zbyt wiele, to po dłuższym obcowaniu objawiają swoje złożone, skomplikowane, niezwykle emocjonalne, tętniące szaleńczą pasją piękno. Innymi słowy: klasyczny grower. To także rodzaj testu dla polskiej indie-publiki. Czy umiecie zaakceptować ich takimi, jakimi są? Nie, Microexpressions nie będą na razie koncertować (Szczęśniak właśnie odszedł, Stambulski rozważa kontynuację działalności w nowym, szerszym składzie). Nie, Microexpressions nie sprzedali nam kolejnych hitów a la "Brief Exposure" czy "Festival". Nie, Microexpressions wcale nie grają indie-rocka. Właściwie, to chwilami bliżej im do... Genesis z połowy lat siedemdziesiątych. Tym niemniej, tak – Michał Stambulski jest najzdolniejszym polskim songwriterem wśród tych debiutujących w ostatnich paru latach, a jego projekt w krótkim czasie wypracował sobie własny idiom, który na ewentualnym longplayu ma szansę zaowocować czymś szczerze imponującym. Oby tylko wspomniany wyżej hook "now it's gone" nie okazał się pechową wróżbą... Lepiej trzymajmy kciuki za długogrający album sygnowany nazwą Microexpressions.
(Era Music Garden, 2011)