MODERN JAZZ QUARTET

 

Fontessa (1956)

Słuchałem z zamkniętymi oczami, w słuchawkach. Pod koniec dziewiątej minuty w utworze tytułowym oworzyły się przede mną wrota innych wymiarów. Wibrafon, piano, bas i perkusja dookoła mojej głowy rozpłynęły się w abstrakcyjne, pływające kształy. Czułem się, jakbym grał w tej scenie Interstellar, kiedy McConaughey jest wewnątrz hipersześcianu, który za pomocą wizualnej metafory serii półek z książkami daje wgląd w mój pokój dziecinny na różnych etapach życia. Syczące talerze pozbawiły mnie tlenu, o mało nie zemdlałem. Kiedy otwierałem oczy, leciał już track kolejny – niezapomniany temat z Czarnoksiężnika z Oz. A ja oczekiwałem, że zaraz zidentyfikuję się z Alicją po przejściu na drugą stronę lustra. Nieee. Po prostu trochę przysnąłem siedząc nad klawiaturą. "Wow. Cóż za wspaniałe techniki produkcyjne".

Nesuhi Ertegun wiedział, jak rzeźbić sound. Jego wspaniała robota przy sesjach Coltrane'a, Colemana czy Mingusa miała swoje źródło między innymi tutaj, na najspójniejszej, najrówniejszej i najpełniej wykorzystującej kontrapunkt płycie w dyskografii MJQ. Nowy bębniarz Connie Kay w płynny sposób wnosi subtelny groove, pomgając grupie powrócić do czasem zaskakująco swingujących form. Fontessa to pierwszy tak przekonujący mariaż tendencji neoklasycznych z cool-jazzową bazą, co przyniosło zupełnie pionierską formułę eklektycznej kameralistyki. W najgorszych chwilach płyta brzmi jak muzyczna reprezentacja kodu tekstylnego – bo w końcu ci dżentelmeni w smokingach wprowadzili czarne granie na prestiżowe salony i do filharmonii. Lecz więcej niż wynagradza okazjonalną melancholię momentami przekraczającymi aranżacyjne bariery – mieszając szumiącą perkusję z czujnym kontrabasem i kontrastując intelektualny, wykalkulowany, powściągliwy styl Johna Lewisa (piano) ze spontanicznym, wywodzącym się z bluesa i gospel, żarliwym feelingiem Milta Jacksona (wibrafon).

A teraz, jeśli Państwo pozwolą: idealny czas i miejsce dla każdego utworu z płyty:

Utwór 1: 21:37, 28 czerwca 1919, Wersal.
Utwór 2: 16:19, 4 marca 1678, Wenecja.
Utwór 3: Popołudnie w 1568, Mantua.
Utwór 4: 20:15, 13 lutego 2000, gabinet dr Melfi, sen o wypadku samochodowym.
Utwór 5: 10:48, 14 lutego 1956, Capitol Studios, Nowy Jork.
Utwór 6: 11:30, 11 lipca 1937, Los Angeles.
Utwór 7: 16:19, 4 marca 1786, Taverne Anglaise, Paryż.

Chociaż Modern Jazz Quartet nigdy nie brzmią tu aż tak nowocześnie, jak sugerowałaby ich nazwa, to sam rozstrzał stylistyczny PROGRAMU Fontessy wydaje się zdarzeniem dość prekursorskim: mamy tu zarówno kawałek bluesowy czy standard bopowy, jak i najprawdziwszą fugę, urocze ballady, no i wspomnianą, jedenastominutową suitę tytułową, ponoć zainspirowaną komedią dell'arte ("Ale Kuba, przecież to jest dell'arte... Tam są postaci z dell'arte... Przecież widzowie to zrozumieli..." – Pazura broniący się u Wojewódzkiego przed zarzutem, że 13. Posterunek to serial dla debili, na parę dni przed premierą Weekendu). I chociaż te instrumentalne opracowania przeważnie cudzych kompozycji na modłę "west coast for life", tyle że w wydaniu nowojorskim, nie spodobają się każdemu, to w moich notatkach Fontessa okupuje ścisły top longlayów z 1956 roku. Doceńcie napięcie między równie delikatnymi, co ekspresywnymi partiami solowymi, a kolektywnym wyważeniem proporcji (według relacji naocznych świadków pieczołowite celebrowanie dźwięku MJQ tak dobrze kleiło się live, że nie potrzebowali nawet mikrofonów i głośników). A w najgorszym przypadku posłuchajcie tej płyty dla samych popisów Jacksona na wibrafonie.
highlight
(2016)