MORTON FELDMAN
Cello and Orchestra (1972)
Niby obiecałem unikać w tej rubryce postaci zbyt oczywistych, ale ostrzegałem też, że nie obowiązują mnie żadne sztywne reguły. Autora "Rothko Chapel" pewnie znają Państwo doskonale, ale skąd on tu dziś, akurat? Już tłumaczę. Wciąż pod sporym wrażeniem Jackie chilijskiego reżysera Pablo Larraína (od kilku sezonów nie poszedłem do kina zobaczyć jakiegoś filmu drugi raz w przeciągu paru dni), znów trochę dumałem o ścieżce dźwiękowej Micachu, tak istotnej dla odbioru całości. Dla wielu będzie to jednak muzyka zbyt prosta i pewnie jakoś wyjawiona z konkretu, taka wydmuszka. Ale chyba właśnie o to w niej chodzi, skoro dopełnia obraz, któremu najczęściej stawiany zarzut brzmi "tam nic w środku nie ma, czegoś tam brakuje, a jest pustka". No i super, wizualny ambient dawno nie był tak eteryczny i wciągający. Na zasadzie automatycznego skojarzenia wróciłem też do Feldmana, któremu Levi sporo zawdzięcza. I wtedy przypomniał mi się druzgocący diss Bogusława Schaeffera, który przed laty zrównał Nowojorczyka z ziemią, drwiąc zeń niemiłosiernie, a nawet chwilami podważając jego status kompozytora.
Otóż nasz słynny profesor muzykolog, krytyk i także twórca określił dorobek Mortona mianem "sztuki zredukowanej do dyletanckiego minimum". Jego partytury – "pojedynczymi wartościami nutowymi, zapisanymi mozolnie w postaci kulfonowatej" (!). A powodzenie tych utworów na festiwalach rozszyfrował następująco – otóż kiepscy kompozytorzy zasiadający w komisjach cynicznie promują Feldmana, by na jego tle lepiej wyglądać ze swoimi prackami. Równocześnie jednak nazwał go "dziwną postacią" i "kompozytorem wybitnym", "o wielkiej indywidualności". Ciekawe, czy to też była zakamuflowana szydera, czy może naprawdę w tej opinii kryje się jakiś paradoks do rozwikłania. Ciekawe też, że koncepcje Feldmana dotyczące statycznych, zawieszonych w ciszy pojedynczych dźwięków czy ich bloków, eksponujących samą barwę i fakturę, przewidziały tak wiele zjawisk w muzyce przełomu XX i XXI wieku. Nie chciałbym chyba dowiedzieć się, co Lwowianin powiedziałby o soundtracku do Jackie. Ale wiem, że jeśli Feldman robił według niego "muzykę w której nic się nie dzieje", to czasem takie "nic nie dzianie się" jest mi bardziej niż potrzebne.
(2017)