NIK KERSHAW
#16
NIK KERSHAW
Lata 80. to były dziwne czasy, "pod niejednym względem" niemożliwe do zrozumienia dla dzisiejszego konsumenta popkultury. W tamtej dekadzie wielkim hitem było np. "Solid" małżeńskiego duetu Ashford & Simpson, które dotarło do pierwszego miejsca US r&b chart i do trzeciego miejsca w UK, gdzie zmieściło się też w sprzedażowym top 20. Niepojęte (posłuchajcie kiedyś uważnie, żeby skumać co w tym niepojętego). W tym samym roku, w którym wyszło "Solid" i o którym słynną książkę napisał Orwell, ukazał się też debiut pochodzącego z Bristolu gitarowego samouka z bujną fryzurą, który zbudował całą karierę na graniu zwięzłego fusion-prog-rocka, aczkolwiek misternie zakamuflowanego pod brzmieniową przykrywką new-wave-synth-popu (stylistyki wtedy królującej i "na czasie").
Nik nie był ani wybitnym wokalistą, ani tekściarzem, a jego mechaniczne, wówczas modernistyczne aranże dziś mogą być uznane za "pocztówkę z epoki". Natomiast kompozycyjna warstwa wydaje się ponadczasowa. Elton John nazwał kiedyś Kershawa "najbardziej utalentowanym songwriterem pokolenia" i jeśli miał na myśli "nurt", a nie pokolenie w sensie metryki, to się nie pomylił. Przy kawałkach N.K. na usta ciśnie się pytanie "CO JA SŁUCHAM?!". Bo o ile jeszcze album tracki Nika zadziwiają złożonością, ale da się w nie uwierzyć, o tyle próby zawojowania list przebojów (z różnym powodzeniem) poprzez materiał tak niedorzecznie "posrany" jak "Wouldn't It Be Good", "Dancing Girls" (evocative moment: ogólnie to jak koleś bezceremonialnie ciągle "próbuje" – może ta tonacja, nie, może lepiej ta albo nie, czekaj, ta...), "The Riddle", "Don Quixote" albo "When a Heart Beats" pozostają nierozwiązaną zagadką na wieki wieków. Amen.
(100 Songwriterów Wszech Czasów, 2015)
* * *
60 lat temu urodził się Nik Kershaw, #16 w moim zestawieniu 100 songwriterów ever. pisałem wtedy o nim, że "zbudował karierę na graniu zwięzłego fusion-prog-rocka, aczkolwiek misternie zakamuflowanego pod brzmieniową przykrywką new-wave-synth-popu" (jeszcze dodajmy, że nim odpalił solową działalność, występował w jazz-funkowej kapeli o nazwie FUSION). jego styl nie wziął się znikąd – zalążki dostrzeżemy w słodkiej melodyce E.L.O., finezyjnej kinetyce Japan, proto-elektronice Yellow Magic Orchestra i Telex czy blue-eyed reggae a la "Do You Really Want to Hurt Me?". w swoich gestach nie był też osamotniony, bo podobny sophisti-przelot znajdziemy u Scritti circa Cupid, u Papsów z heroicznego okresu, u Howarda Jonesa, u China Crisis, chwilami nawet u Prefab Sprout. a jednak Kershaw najdobitniej eksponował pierwiastek progresywny i czasem bliżej mu było do mid-70s Yes ograniczonego formatem klawiszowego singla. obecnie chore patenty Nicholasa mniej lub bardziej bezpośrednio znajdują aktualne odzwierciedlenie w nagraniach obsesyjnych DRĄŻYCIELI doby post-hypnagogic, w rodzaju Ryana Powera, Sama Obeya czy Jorge Elbrechta. szkoda, że w ostatnich latach koleżka skrzętnie ukrywa aspekt KOMBINATORYKI, o czym zaświadczą fingerpickingowe, akustyczne i nieuchronnie uproszczone wersje dawnych hitów oraz późne albumy, bliższe temu co na przełomie mileniów prezentowali artyści typu Robbie Williams i Ronan Keating albo po prostu bezpiecznie osadzone w estetyce amerykańskiego M.O.R.
moje top 10:
1. The Riddle
2. Wouldn't It Be Good
3. Dancing Girls
4. Radio Musicola
5. Cowboys & Indians
6. Know How
7. Bogart
8. Don Quixote
9. When a Heart Beats
10. Faces
(2018)