OASIS
Standing On The Shoulder Of Giants (2000)
Trzech kolegów spotyka się w sklepie płytowym.
- Sie ma, człowieniu!
- No cześć. A co wy tu w ogóle robicie?
- A, tak przyszliśmy pooglądać płyty. Może coś będzie na przecenie.
- Aha. No, ja też przeglądam półki.
- Czego tam ostatnio słuchasz? Ciągle to Radjohed, czy coś innego?
- Czyta się Rejdjohed, jak byś nie wiedział. A ty coś ostatnio kupiłeś z nowości?
- A tak, nowy Oasis. Zajebista płytka. Mówię Ci, świet...
- Boże jakie gówno. Ten brit-popowy boysband. Brrr.
- Ej, zamknij się. Sam jesteś brit-pop. No więc zaje...
- Kurde, to jest przecież brit-pop! Czy ty tego nie słyszysz?
- Dobra, przestańcie się kłócić.
- Ej, no bo co on opowiada. Super kapela przecież.
- Dla kogo super, dla tego super. Może jemu się nie podoba ostatnia płytka.
- Nie chodzi że ostatnia. Wszystkie są nędzne, bo to jest w ogóle brit-pop.
- No patrz, on normalnie jest głuchy. Może i kiedyś byli kapelą brit-popową, ale teraz wypracowali sobie własny, oryginalny styl, i nie powiesz mi, że...
- No nie mogę. Oryginalny. Zrzynka na całego z Beatlesów jest oryginalna, co?
- Ej, przestańcie już. Macie inne zdanie na ten temat i nic na to nie poradzicie.
- Ale nie, poczekaj. Sam powiedz, czy ich najnowsza płytka nie jest krokiem do przodu?
- Nooo, jest, naturalnie.
- Dobra chłopaki, na razie.
- No zaczekaj! Widzisz, nie tylko ja tak uważam. Bo to jest naprawdę dobra płyta.
- Tego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko, że jest dla nich krokiem do przodu w porównaniu z ich wcześniejszymi dokonaniami.
- Dokonaniami... Hehe, śmiechu warte.
- No tak, ale rozwijają się, a to jest bardzo ważne. W ogóle to patrz jak się ta płytka zaczyna. Zapętlony beat, jakieś wsamplowane gadki, zarąbisty riff gitarki. Normalnie jazda na całego! I to ma być brit-pop? To jest rock'n'roll, człowieniu.
- A, "Fucking In The Bushes"? Tak, to rzeczywiście świetny kawałek. Nie spodziewałem się po nich takiego transu. Kolesie poszukują czegoś nowego, zgoda.
- No właśnie, widzisz? Czyli miałem rację – to jest dobra płyta.
- Boże, ratuj. Dobra płyta...
- Czekaj, znowu mi coś wmawiasz. Nie powiedziałem, że cała płyta jest dobra. Pierwszy numer spoko, ale potem masz ten singielek, no wiesz, Liam gra w autobusie na akustycznej...
- "Go Let It Out". Świetna piosenka.
- Świetna? Spójrz obiektywnie, przecież takich pioseneczek Oasis serwowali nam już całe mnóstwo. I wszystkie takie podobne do siebie.
- No ok, może i trochę podobne. Ale weźmy takie "Who Feels Love". Wcześniej tak nie grali. Tak psychodelicznie...
- No nie, pajacu, czy ty słyszałeś kiedyś psychodelię...
- Chłopaki, spokojnie. Może i masz rację, orientalne brzmienia, lejące się aranżacje. Ale sama kompozycja nie zachwyca. Takie pitolenie.
- No ale ja nie wiem, jak dla ciebie to jest pitolenie, to jakie ty chcesz melodie w rockowych kawałkach?
- Nooo, nie o to mi chodzi, żeby to była od razu muzyka poważna. Ale jest sporo zespołów, które mają dar do tworzenia frapujących melodii, które zostają w pamięci na długo, a jednocześnie różnią się od siebie. Naturalnie, że wymienię tu Radiohead...
- Brit-pop.
- ...fajne melodie serwują też Coldplay...
- Brit-pop.
- ...Flaming Lips...
- Brit-pop.
- ...no a ze starszych zespołów to oczywiście Beatlesi...
- Brit-pop.
- ...a taki Oasis to trochę żenada, bo większość piosenek, także i na tej nowej płytce, jest niemal identycznych: "Little James", "Sunday Morning Call", "Where Did It All Go Wrong" i tak dalej... ale czy ty mnie w ogóle słuchasz? Ej, gdzie on się podział?
- Brit-pop.
- A, tu jesteś. Co ty, przeglądasz dyskografię Spice Girls???
- Nieeeee... No, co mówiłeś?
- Mówiłem, że ten nowy Oasis jest momentami nużący, to wszystko.
- No dobrze, ale czy ty w ogóle dostrzegasz jakieś plusy w tym albumie?
- Plusy. Tak, przyznaję, są plusy. Oprócz wspomnianego pierwszego numeru, jest jeszcze jedna znakomita pieśń. "Gas Panic". Tu mnie znowu zaskoczyli. Monumentalny nastrój, fajne harmonie, zabawa z brzmieniami... Wyszło bardzo dobrze. No i też "Roll It Over". Udana piosenka.
- Ok, coś jeszcze?
- Tak, muszę przyznać, że dobrze się tej płytki słucha. Podobnie zresztą, jak wszystkich innych krążków Oasis. Ale jakieś wybitne osiągnięcie to nie jest. Ot, taki kawałek solidnego, rockowo-balladowego grania. Tyle.
- Hm, no dobra, powiedzmy, że się zgodzę. Ale mi też po prostu świetnie się słucha tego albumu!
- Ależ ja cię doskonale rozumiem, człowieku. Też czasem lubię zarzucić Oasis na wieży. Tylko po co dorabiać do tego ideologię, że oni są tacy wielcy, czy coś...
- Nie, oczywiście, ja tak nie uważam.
- No to widzisz, zrozumieliśmy się. A gdzie się podział Brit-pop?
- Nie wiem, chyba poszedł do domu.
(Porcys, 2001)
Heathen Chemistry (2002)
Nudnawa, przewidywalna płyta. Bez żadnych fajerwerków. Problem z Oasis jest chyba jeden, ale za to zasadniczy. Oni zawsze grają tak samo. Oczywiście, wiem, że brzmienie grupy ulegało na kolejnych krążkach pewnej zmianie, a w dorobku zespołu znajdziemy zarówno ballady, pełne furii czady, jak i bogato zaaranżowane, podniosłe utwory. Ale sposób wykonywania muzyki i klimat były zwykle u Oasis identyczne. Dwa lata temu cień nadziei na rozwój dała zmiana składu; album Standing On The Shoulders Of Giants zapowiadał być może jakiś wyraźny zwrot stylistyczny, na przykład w stronę psychodelii.
Były to jednak tylko marzenia, bo nowa propozycja braci Gallagherów jest, jak by nie patrzeć, zwyczajnym krokiem wstecz. Począwszy od niepokojących swoją wtórnością kompozycji, przez usypiające, monotonne wokale liderów, aż po frazesową, tradycyjną instrumentację, Heathen Chemistry jawi się jako rzecz wymęczona, zrealizowana na siłę, nie wnosząca nic zupełnie do wizerunku formacji. Brakuje Oasis świeżości, żaru, polotu, które przynajmniej były obecne na ich pierwszych dwóch płytach. Wciąż brakuje własnych pomysłów, a za dużo jest eksploatowania znanych od lat, cudzych rozwiązań.
Wiadomo, że zdeklarowani sympatycy grupy będą widzieć całą sprawę inaczej. Bo przecież Liam, nie dość, że śpiewa w charakterystyczny sposób, to sam napisał tu aż trzy kawałki (Songbird, Born On A Different Cloud, Better Man),
a Gem (Hung In A Bad Place) i Andy (A Quick Peep) po jednym. Noel zaśpiewał w trzech numerach (Force Of Nature, Little By Little, She Is Love) i poradził sobie z tym bardzo dobrze. A Songbird, She Is Love i Born On A Different Cloud to rzeczywiście przyjemne piosenki. Jednak nic nie zmieni faktu, że Oasis mało mają dziś do powiedzenia na tle wielu innych, znacznie bardziej kreatywnych rockowych bandów. Zbyt wiele zmieniło się od roku 1995, zbyt małe postępy poczynił sam Oasis.
(Tylko Rock, 2002)
A propos podsumowywania dorobku Oasis - przypadkowo słyszałem ich wszystkie płyty i stwierdzam, że to nie był i już chyba nie będzie zespół dla mnie, natomiast nigdy nie miałem wątpliwości, że "Live Forever" góruje nad resztą ich dokonań niczym iglica PKiN nad stolycą. Uznajmy, że jest to wybór tak prosty i oczywisty, jak styl songwriterski Noela!
(2011)