OVAL
94 Diskont (1995)
Markus Popp jest zawsze – chociażby parę dni temu, przy okazji promocji zacnego wydarzenia jakim był Plateaux Festival – przedstawiany jako jeden z pionierów muzyki glitch, czyli stylu elektroniki inkorporującego różne cyfrowe trzaski, cyknięcia i inne zakłócenia fal dźwiękowych. Słusznie, bo chociaż praźródeł tej metody należałoby pewnie szukać w eksperymentach kompozytorów z kręgu awangardy elektroakustycznej, to Popp (początkowo z pomocą Franka Metzgera i Sebastiana Oschatza) umiejętnie zaadaptował je do zasad obowiązujących w muzyce popularnej, gdzie ważną rolę odgrywają współbrzmienia, melodyka i repetycyjność. Ale jego opus magnum, stanowiący połowę "94 Diskont" dwudziestoczterominutowy utwór "Do While" niejako żyje w tym kontekście własnym życiem – bo istotniejsze jest to, do czego Popp tutaj doszedł, niż to, skąd konceptualnie wyruszył. Opierając się na zapętlonym i przetworzonym skrawku sampla wykorzystanego już wcześniej w nagraniu "Kardamom" z pierwszej płyty Oval pod tytułem "Wohnton", Popp kreuje panoramę, która chociaż prowokuje do wielu różnych asocjacji (dźwiękowe zilustrowanie procesu działania układu nerwowego albo mechanizmu osmozy?), to ostatecznie musi kojarzyć się z wodą. Dla mnie "Do While" brzmi jak nocna, letnia kąpiel w otwartym basenie. Wokół cisza, ani żywej duszy, idealny spokój. W zatrzymaniu tej przyjemnej chwili budzi się coś donioślejszego, jakieś złudzenie nieśmiertelności, wrażenie niepowtarzalnego "tu i teraz", wrażenie pełni życia. To coś znika, gdy pseudo-suita dobiega końca, ale gdy jeszcze trwa, ciężko oprzeć się takim przeczuciom. Pozostałe, znacznie krótsze fragmenty (zauważmy format zaczerpnięty z rocka progresywnego) intrygują na poziomie intelektualnym, aczkolwiek brak im emocjonalnego kopnięcia "Do While", brak im tej idyllicznej poświaty, brak im duszy.
(T-Mobile Music, 2012)
* * *
Miejsce:
Darmstadt, Niemcy (20 minut koleją od Frankurtu nad Menem).
Lata aktywności:
1991-teraz.
Kluczowe postaci i ich wkład:
Spiritus movens digitalnych operacji w komputerowym studiu to Markus Popp. Do 1995 roku towarzyszyli mu Frank Metzger i Sebastian Oschatz (zresztą wpierw trio jeszcze wtedy nastoletnich, mieszkających pod jednym dachem muzyków, funkcjonowało jako regularny "rockowy" band).
Dlaczego właśnie on?
Popp jest zawsze przedstawiany jako jeden z pionierów muzyki glitch, czyli stylu elektroniki inkorporującego różne cyfrowe trzaski, cyknięcia i inne zakłócenia fal dźwiękowych. Słusznie, bo chociaż praźródeł tej metody należałoby pewnie szukać w eksperymentach kompozytorów z kręgu awangardy elektroakustycznej, to Popp (początkowo z pomocą Metzgera i Oschatza) umiejętnie zaadaptował je do zasad obowiązujących w muzyce popularnej, gdzie ważną rolę odgrywają współbrzmienia, melodyka i repetycyjność. Innymi słowy facet przecierał szlaki i eksplorował "pola eksploatacji dźwięku" na przecięciu takich rejonów jak ambient, minimalizm, elektroakustyka czy "emotronika", by ostatnio na zaskakującym powrocie Popp pokusić się o odpowiedź "nie wprost" na stosunkowo niedawne mikro-samplowe błyski EDM spod znaku wonky/purple-sound.
Dziura w stogu siana:
Podobnie jak u Autechre, Fennesza, Pole i paru innych okolicznych GZYMSÓW – kiedy trzaski, zgrzyty i chrzęsty ("szumy, zlepy, ciągi") totalnie dominują jakiekolwiek pozory "tonalności", to trochę zaczyna to być "muzyka do czytania", a ja wiecie, lubię sobie posłuchać.
5 esencjonalnych kawałków:
"Do While", "Textuell", "ai", "Panorama", "untitled (4)".
Przypięty tweet:
"What I do is not art, it is file management".
Płyta, której wstyd nie znać:
94 Diskont, a właściwie stanowiący jego połowę, dwudziestoczterominutowy utwór "Do While", który niejako żyje w tym kontekście własnym życiem – bo istotniejsze jest to, do czego Popp tutaj doszedł, niż to, skąd konceptualnie wyruszył. Opierając się na zapętlonym i przetworzonym skrawku sampla wykorzystanego już wcześniej w nagraniu "Kardamom" z pierwszej płyty Oval pod tytułem Wohnton, Popp kreuje panoramę, która chociaż prowokuje do wielu różnych asocjacji (dźwiękowe zilustrowanie procesu działania układu nerwowego albo mechanizmu osmozy?), to ostatecznie musi kojarzyć się z wodą. Dla mnie "Do While" brzmi jak nocna, letnia kąpiel w otwartym basenie. Wokół cisza, ani żywej duszy, idealny spokój. W zatrzymaniu tej przyjemnej chwili budzi się coś donioślejszego, jakieś złudzenie nieśmiertelności, wrażenie niepowtarzalnego "tu i teraz", wrażenie pełni życia. To coś znika, gdy pseudo-suita dobiega końca, ale gdy jeszcze trwa, ciężko oprzeć się takim przeczuciom. Pozostałe, znacznie krótsze fragmenty (zauważmy format zaczerpnięty z rocka progresywnego) intrygują na poziomie intelektualnym, aczkolwiek brak im emocjonalnego kopnięcia "Do While", brak im tej idyllicznej poświaty, brak im duszy. Gdyby ktoś odważnie określił "Do While" mianem doniosłej kulminacji dwudziestowiecznego dialogu człowieka z technologią, nie mrugnąłbym okiem.
Influenced by:
Hmmm... Proto-elektroniczny Stockhausen, oktofoniczny Cage z milowego "Williams Mix", błogi Reich na "Music For Mallet Instruments, Voices, And Organ", instrumentalny Eno, cukrowy Cluster, Metal Machine Music Reeda, idylliczny Kraftwerk circa Ralf & Florian, Plux Quba Nuno Canavarro, wczesny Aphex Twin. Trzeba przyznać, że dość solidny zestaw.
Influence on:
Fennesz, Tortoise, Jan Jelinek, Matmos, Dorine Muraille, P73, Vespertine Björk... Natomiast nie do końca chodzi tu o przerzucanie się nazwami "na ilość", bo esencją wkładu Poppa w elektronikę jest uświadomienie "jak działa jamniczek" oraz że wbrew naiwnie utopijnym wyobrażeniom, zerojedynkowy zapis CD też podlega uszkodzeniom. Też byłem wśród nawróconych. Wiele lat temu moja ex często oddawała mi porysowane płyty i to co na nich potem słyszałem kojarzyło mi się jednoznacznie z "remixem Oval". That's cultural impact!
Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Kolaboracje: So z Eriko Toyodą oraz Microstoria z Jankiem Wernerem (Mysz na Marsie). Obie zdecydowanie warte Waszych uszu! Ponadto sporadyczne ujawnienia Metzgera i Oschatza po odejściu ("byciu posuniętymi"), ale raczej z kronikarskiego obowiązku. No i wreszcie krajobraz pokrewnych sophisti-glitchowców: Autechre, Fennesz, Matmos, Isolée, Vladislav Delay, Kid 606, Schneider TM, Pan Sonic, Alva Noto, Ryoji Ikeda, Nobukazu Takemura, Florian Hecker.
Coś jeszcze?
Niektórzy filozofowie dostrzegają w Poppie spadkobiercę Eno. Chyba kluczowym punktem przecięcia jest celebracja generatywności. Tak jak Brian fetyszyzował analogowy proces "obiegu dźwięku", tak Markus miałby pozwalać odbiorcom na wgląd do wnętrza "ducha w cyfrowej maszynie". Teoria ładna ("bramka ładna..."), dodatkowo poparta aktywnością Niemca na polu "artystycznej użytkowości". Niektóre z jego czysto "designerskich" forteli rzeczywiście są niczym innym ("nie kto innym...") lecz współczesną inkarnacją post-muzakowych manewrów Eno (konceptualne ringtone'y jako odpowiednik słynnych Windowsowskich jingli; zeszłoroczne perfumerskie Ovalaroma jako odpowiednik idei Neroli, etc.).
(Porcys's Guide to Pop, 2019)
* * *
tymczasem wiele wskazuje, że w piątek Markus Popp niepostrzeżenie wydał swoją najbardziej przyswajalną i "focused" płytę od lat 90. założony ćwierć wieku temu Oval przecierał szlaki i eksplorował (początkowo w składzie trzyosobowym) "pola eksploatacji dźwięku" na przecięciu takich rejonów jak glitch, ambient, minimalizm, elektroakustyka czy "emotronika". co ciekawe tegoroczny materiał "Popp" spełnia obietnicę zawartą w tytule i chwilami sprawia wrażenie chwytliwej odpowiedzi "nie wprost" Markusa na stosunkowo niedawne mikro-samplowe błyski EDM spod znaku wonky/purple-sound. czyżby casus zaskakująco "jakościowych" remixów Farben sprzed dwóch lat?
paru rzeczy z katalogu typa brakuje na Spoti (choćby debiutanckiego Wohnton), ale w sumie można uzbierać całkiem reprezentatywną i "esencjonalną" playlistę.
top 10 wg mnie (btw rzadko się zdarza taka "historyczna" przepaść między #1 i resztą):
1. Do While
2. Textuell
3. ai
4. Panorama
5. untitled (4)
6. Motif
7. Cross Selling
8. Mersey
9. Bloc
10. Mo
(2016)
Ovidono
Długo teasowane słuchowisko Markusa Poppa i aktorki Vlatki Alec recytującej japońską poezję to całkowicie satysfakcjonujący, ezoteryczny seans w obszarze "trzeciej muzyki" i dźwiękowej post-perfumerii. Cud nad Renem, cud nad Menem, co pan wie! RIYL: Dorine Muraille circa Mani, Hosianna Mantra [edit: w tym azjatycki posmak w partiach wokalistki], Four Tet circa Rounds, Terre Thaemlitz, Books, Paul Bley, Warszawska Jesień.
(2021)