PAKTOFONIKA

 

Kinematografia (2000)

Nie jestem bezkrytycznym entuzjastą hip-hopu. Właściwie to skłamałbym, gdybym powiedział, że słyszałem wiele hip-hopowych płyt. Po prostu bliżej mi do gitary, niż do gramofonu. I jeśli miałbym w ciemno (nie znając wykonawców) wybrać sobie jedną z dwóch płyt, a wybierałbym między hip-hopem a rockiem, to zdecydowałbym się na to drugie. Ale mimo to, potrafiłem znaleźć coś dla siebie w hip-hopowym królestwie. Kilku wykonawców na serio zwróciło moją uwagę. A 63 Minuty Kalibra uważam nawet za wielkie osiągnięcie, wykraczające poza ramy swojego gatunku. Dlatego nigdy nie ignoruję kolesi w szerokich spodniach. Owszem, śmieszą mnie kolejne wcielenia tak zwanej "muzyki miasta". Ostatnio kumpel mi opowiadał, jak w jednym z dużych sklepów płytowych wszystkich przestraszył groźnie wyglądający koleżka, który krzyczał na całe gardło: "To jest muzyka miasta, człowieniu!". Ciekaw jestem, czy za dziesięć lat banda ogolonych na łyso meneli skandujących prymitywne zdanka o marihuanie i podwórkowej hierarchii też będzie uważana za muzykę miasta. Ale, jak już powiedziałem, nie ignoruję całego nurtu z zasady. Bo przecież nawet u nas zawsze może się pojawić coś nowego i oryginalnego. Coś świeżego. Innego od reszty. Jak na przykład Paktofonika.

"Priorytety" są prawdopodobnie najpiękniejszym hip-hopowym utworem, jaki słyszałem: pierwszym, i jak na razie ostatnim, który był w stanie mnie szczerze wzruszyć. Genialny podkład, wyczarowany z prostej próbki pianina i miarowych pomruków basu, jest wstępem do kosmicznej podróży, której przewodzą wszyscy trzej MC. Kilka prostych słów, na których przecież oparta jest cała rymowana twórczość, tu nagle brzmi jak ponadczasowa mądrość. I w sumie nie do końca wiem dlaczego. W tym kawałku jest chyba po prostu jakaś magia. Dalej wcale nie jest gorzej. Ponura impresja "Gdyby" udowadnia odmienność Paktofoniki od setek innych składów w tym kraju. Tu muzyka naprawdę jest muzyką i pozostaje integralną częścią ceremonii. Rapujące głosy swobodnie zmieniają skalę, w zależności od modyfikacji podkładu. Dubowy "Ja To Ja" ujmuje swoją niezaprzeczalną lekkością i optymizmem. "ToNieMy" są kolejnym majstersztykiem: synkopowany, jazzujący podkład doskonale pasuje do ironicznego tekstu, bazującego na zabawie słownej. Kapitalne "Chwile Ulotne" hipnotyzują zaskakująco melodyjnym, choć transowym podkładem.

Tematem na osobny tekst jest zjawisko Fokusa. Człowiek znikąd, jak powiedzieliby niektórzy, objawił się nagle publiczności jako największa indywidualność rodzimej sceny hip-hopowej. Jego niepowtarzalny, niski, basowy timbre w połączeniu z naturalnym flowem są wartością samą w sobie. Koleś rzuca słowami z prędkością światła, w dodatku brzmiąc tak, jakby robił to od niechcenia. Wielkie wrażenie pod tym względem robią "Powierzchnie Tnące", solowy fragment w wykonaniu Fokusa. Przykładowo, adekwatne do umiejętności zdanie: "Stawiam sprawę jak kawę na ławę, że fenomenalnie miotam", Fokus przekazuje nam w jedną sekundę. A co najważniejsze, w przeciwieństwie do całej masy innych MC w tym kraju, wymawia on owych osiemnaście sylab wręcz krystalicznie czysto, każdą literkę słychać idealnie. Aż trudno uwierzyć, ale to prawda.

Nie wiem, czy wcześniej powstało coś takiego. Może i tak, ale trochę nie chce mi się w to wierzyć. Kinematografia jest płytą mroczną, poetycką, impresyjną, surrealistyczną. Polski hip-hop za sprawą Magika, Fokusa i Rahima doczekał się nareszcie albumu artystowskiego, będącego dziełem z prawdziwego zdarzenia. Nie luzacka płytka na imprezę, nie manifest niezależności własnego osiedla, ale pełnowartościowe dzieło sztuki. Rapowane rymowanki zawsze sprawiają wrażenie grafomańskich zapisków, tu jednak brzmią wiarygodnie i trudno im odmówić miana specyficznej liryki. Podkłady zwykle są podporządkowane rytmowi, tymczasem okazuje się, że równie dobrze można bawić się harmonią i melodią. I pamiętajcie, że piszę te słowa z obiektywnego punktu widzenia. Nie jestem "winylowym" słuchaczem. Po prostu lubię dobrą muzykę i już. A czy to będzie rock, punk, jazz, czy hip-hop, czy jeszcze coś innego, to nie ma żadnego znaczenia. I dlatego wielka, wielka szkoda, że nie będzie już Paktofoniki w oryginalnym składzie.
(Porcys, 2001)

***

FOKUS

 

Miasto:
Katowice.

Lata aktywności:
1998-teraz.

Dlaczego właśnie on?
Pierwsze, co zauważamy słuchając nawijki popularnego Smoka to jego słynny głos. Timbre. Barwa. Emisja. Głos lektora (w reckach padały analogie do Suzina), niski, mocny, nie znający sprzeciwu. Kwintesencja stanowczego oznajmiania, po którym można tylko pokornie potwierdzić milczącym przytaknięciem głową. W dalszej kolejności Wojciech Alszer zachwyca prędkością i gęstością wypowiadanych słów. Jeśli narzekacie czasem, że polscy MCs rapują bardziej rzadko, niż gęsto, to puśćcie se Foka i szybko wyleczy was z kompleksów, bo jest jednym z niewielu wyjątków od tej reguły. Wreszcie na trzecim poziomie analizy dostrzeżecie wielowymiarowość narracji typa. Mocne skillsy w storytellingu, a i owszem.

Dziura w stogu siana:
Słyszałem, że niektórych męczy monotonia i kanciastość stylu Fokusa. Ja się z tym nie do końca zgadzam. Bardziej chciałbym zauważyć, że "fajność" projektu Pokahontaz kończy się na genezie jego nazwy, a podpisywanie się pod przedsięwzięciem takim jak film Jesteś Bogiem budzi we mnie niesmak. "Focus, Conan"... tzn. focus, Fokus.

5 esencjonalnych kawałków:
"Priorytety", "Powierzchnie Tnące", "Czas II", "Lament", "Sny".

Najlepszy wers:
"Kurwa mać dajcie żyć to są nieprzespane noce / W nocy pocę się pod kocem chciałbym spać i chciałbym śnić / Muszę wstać i muszę pić 40% byle by wyjść spokojnie na ulice / Potem spotkać tą moją hołotę i żyć".

Płyta, której wstyd nie mieć:
Kinematografia.

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Scena śląska, IGS, HST, DJ Bambus, a także Doda (lol)...

Coś jeszcze?
Podobno Fokus nie lubi klipu do "Fuck It", bo wygląda na to, że Doda bardziej go zbiła, niż on ją. He, he.
(Porcys, 2012)