PAL JOEY
"Father's Day"
Tak szczerze to nie wiem do końca, kim jest Pal Joey. Popkulturowo rzecz biorąc to tytuł powieści Johna O’Hary z 1940, na podstawie której w tymże roku powstał musical Rodgersa/Harta, w którego filmowej adaptacji z 1957 wystąpiły takie gwiazdy jak Rita Hayworth, Frank Sinatra i Kim Novak. A więc spory bagaż. Ale Pal Joey to również pseudonim Josepha Longo, nowojorskiego bitmejkera którego Resident Advisor określili kiedyś mianem "być może najbardziej niedocenionego producenta house’owego na scenie". Zaczynał pod koniec lat 80. i na tyle, na ile można się rozeznać w jego dorobku reprezentowanym głównie przez dwadzieścia kilka instalacji (maksi)singlowego cyklu Loop-D-Loop, z których bodaj pierwszych 7 zostało zebranych w wydanej 2,5 roku temu kolekcji Anthology 1990-1993, to była to trasa cholernie eklektyczna.
Ostatnio trochę słuchałem sobie wieczorami tego ziomusia i spektrum jego skillsów całkiem imponuje. Wyraźnie typ wyrastał z rapu oldskulowego, złoto-erowego, więc ten miarowy hiphopowy puls jest u niego obecny dość często. Ale oto obok pławi się w eksluzywnym lounge’u z cyklu PJUR NAJNTIS - to klimaty typowych dla tamtej dekady anonimowych składaków chilloutowych, klimaty stylowo seksownych wyimaginowanych soundtracków spod znaku austriackiego projektu Tosca, klimaty podkładów świetnie pasujących do oglądania bez dźwięku Best of Swimwear / Fashion 4 Night / Midnight Haute na FTV. Plus od początku cała masa jazz-deep-house’u po linii Larry’ego Hearda, z której wyłuskałem niniejszą perełkę, DLA MOICH PIENIĘDZY w niczym nie ustępującą trackliście Introduction. No cóż. There I said it.
(Porcys, 2016)