SEEFEEL
Quique (1993)
Lodowaty, hipnotyczny minimal/avant/dream-rock z Londynu. "Climactic Phase #3" zwykło się porównywać do Music for 18 Musicians Steve'a Reicha, a ja strzelę, że brzmi toto jak zapętlony skrawek instrumentalnego jamu U2 z czasów Achtung Baby. Do jednego basu pod trzy różne akordy nie trzeba mnie długo przekonywać, a taki trick ma miejsce w błogo tanecznym "Industrious". Amorficzna, acz miarowo kipiąca lawa "Imperial" wyprzedzała o dekadę drone'owy raj Christiana Fennesza czy Tima Heckera. Najprzystępniejsze oblicze Quique to "Plainsong", niemalże piosenka, gdyby nie mało konwencjonalne podejście Sary Peacock do kwestii śpiewu – w efekcie coś jak elektroniczny remiks wczesnego Lush. No i nie zapominajmy, że wydała to oficyna Warp – analogowe pejzaże "Charlotte's Mouth" od biedy mógłby dołączyć Aphex Twin do swojej pierwszej kolekcji wybranych dzieł ambientowych. Ciekawostka – w 1994 Seefeel supportowali Cocteau Twins. Niezła traska to musiała być... Aha, słuchałem kiedyś ich drugiej płyty Succour i dla mnie to już nie ta skala delirium, choć też warto znać.
(T-Mobile Music, 2012)
PS: No kurwa nie wiem, od tamtej pory ilekroć wracam do Succour, to o-ja-jebię… Widać na wszystko jest w życiu odpowiednia pora [edit: na More Like Space i Pure, Impure też].
Seefeel (2011)
To niestety album, którego pełne 40 minut można przesłuchać w 20. Czyli odwrotność ich stuffu z 90s, kiedy na ogarnięcie głębi potrzeba było paru podejść. Stary klimat przywołuje tylko "Making"; reszta to homogenizowana sieczka loopów i przesterów, choć sama w sobie nawet przyzwoita.
Prywatne top 10:
1. Time to Find Me (AFX Fast Mix)
2. Imperial
3. More Like Space
4. Meol
5. Climatic Phase No. 3
6. Moodswing
7. Extract
8. Plainsong
9. Multifolds
10. Charlotte's Mouth
(2024)