SONNY CLARK
Cool Struttin' (1958)
Starczy rzut oka na KREDYTY i już wiadomo - to nie mogło się nie udać. I niech nikogo nie zmyli słowo "cool", bo daleko tym dźwiękom do takiego "Birth of the Cool". Ważniejsza i znacząca jest nazwa labelu, utożsamanego przecież z eksplozją hard bopu. To jedna z pereł w katalogu Blue Note i materiał uoasabiający uroki wyluzowanej odmiany rzeczonego stylu. Dalej - nazwiska. Drive zapewnia doskonale zgrana, "dyżurna" sekcja wytwórni Chambers/Jones, która oczywiście jeszcze w tym cyklu powróci. Na tej bazie bryluje kolejny duet wymieniający się podaniami na pamięć: wysmakowana trąbka Farmera i dopełniający ją wyrazisty alt-sax McLeana. Wreszcie rasowy tandem za gałkami - realizacja Van Gelder i produkcja Alfred Lion. Słowem: superekipa. W sumie nie dziwi, że wtajemniczeni stawiali nienaganne proporcje, umiar i balans Cool Struttin' obok samego Kind of Blue ("z samym szatanem...?? ...oj, za daleko... nie nie, bo ksiądz mnie da... ksiądz mi da popalić" - Wałęsa w "Nocnej zmianie").
I teraz jeszcze kwestia mistrza ceremonii. Według jednego z gatunkowych leksykonów opublikowanych pod koniec XX wieku to nadal był "anonimowy geniusz hard bopu". Jednak w dobie internetu ta optyka uległa stopniowemu przeobrażeniu. Szczególnie w Japonii wykiełkował solidny revival dokonań przedwcześnie zmarłego artysty, gdzie notabene tylko Cool Struttin' sprzedało się ze cztery razy więcej egzemplarzy, niż w USA. Ciekawe dlaczego akurat tam? Obecnie wymienia się już Conrada Yeatisa wśród kluczowych postaci fiftiesowego jazzu. Jego niepozorny, oszczędny, acz smakowicie melodyjny styl gry (z przewagą prawej nad lewą ręką, w sensie aktywności) na pewno wykiełkował pod wpływem Buda Powella, inni dorzucają też Basiego czy Tatuma. Jego dzieło życia to w oryginalnym wydaniu cztery utwory - dwie autorskie kompozycje (relaksujący, tytułowy blues z lekko funkowym posmakiem i "Blue Minor" z delikatnie latynoską poświatą) oraz płynne interpretacje bogatszego akordowo numeru Milesa i dla odmiany wolniejszego standardu Charlesa Hendersona. No i ta okładka, ozdoba każdej kolekcji.
highlight
(2016)